niedziela, 21 października 2012

niedzielna mgła.....

   Leniwy niedzielny poranek przywitał nas mgłą. Białą, gęstą, nieprzeniknioną, lepiącą się do wszystkiego wdzierającą się w każdy zakamarek wilgocią. Nie taką snującą się po ziemi pierzastymi kłębami, a taką chmurną, ciemną, złowieszczą i konkretnie gęstą. Widoczność spadła do 20 - 30 metrów i przy śniadaniu tliła się jeszcze nadzieja na to, że gdy tylko słońce "stanie" wyżej trochę się rozpogodzi. Plany były ambitne. Najpierw do roboty, później wypad na lotnisko aeroklubu pomorskiego i oczywiście godzinka lub dwie w powietrzu.
   Niestety życie zweryfikowało owe plany. Śniadanie, pakowanie, ominięte dwie stłuczki na drodze do pracy i jakoś koło czternastej stało się jasne, że owa gęsta biaława zasłona nie odpuści. Kilka telefonów, ostateczna decyzja by odpuścić latanie w tym dniu. Gdzieś tam tlił się pomysł o odpaleniu i locie ponad mgłę, jednak zdecydowanie kiepska widoczność i koszmarna wilgoć kazała odpuścić. Trochę zbyt niebezpiecznie, trochę za mało widać i trochę za gruba ta naziemna chmura. No i oczywiście szkoda przemoczyć skrzydło. Gdyby jeszcze była szansa, że trochę się przejaśni (jak np TU) to można było by myśleć, a tak to zdecydowanie szkoda było zachodu. Nie warto latać na siłę. Aż takiego ciśnienia nie mam.
   Po pracy i zakupach wpadliśmy na chwilkę do McDonalda by po raz kolejny zderzyć się z rzeczywistością toruńskich fast foodów. Niestety hamburgery o wyglądzie i smaku przemielonych ścierek i letnie frytki na dokładkę sprawiły, że nic innego nie było ważne tego popołudnia, jak tylko szybki powrót do domu i jakieś sensowne porządne domowe jedzenie. Sylwia jak zawsze stanęła na wysokości zadania. Ale nie od dziś wiadomo, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz