środa, 3 października 2012

kolejny jesienny lot...

   Kilka ostatnich dni niespecjalnie sprzyjało lataniu. Jednak wszelkie prognozy wróżyły udany pogodowo wtorek i wiadomym było, że trzeba się sprężyć, by choć się odrobinę przewietrzyć.
Od samego rana niebo było zdrowo zachmurzone, ziemia mokra, spraw różnych do załatwienia przybywało i niestety wkradły się myśli o rezygnacji z jakiegokolwiek popołudniowego pyrkania. Nędza. Wczesnym popołudniem wszystko się odmieniło i na niebie w miejsce mgły pojawiło się piękne błękitne niebo, ziemia zaś wreszcie została opromieniona ostrymi promieniami słońca. Do tego spotkałem w pracy jednego ze znajomych toruńskich pilotów. Czasu jak zwykle na rozmowy było zbyt mało. Rzecz jasna też lata, zaproszenie na lotnisko też jest. Cholera zobaczymy jak z czasem, bo spraw masa, a zegarek tyka.
   Praca, główny przeciwnik w dobieraniu czasu na latanie wreszcie się skończyła, potem castorama, dom, poczta, spacer z Wirusem i wreszcie ruszyłem na łąkę. Akurat, by wyrwać trochę czasu z kończącego się powoli dnia i polatać choć pół godziny.
   Jedyny możliwy wybór to "nowa łąka" w Grodnie/Mirakowie. Do tego zgoda właścicieli terenu i "na legalu" można było startować. Po starcie nieco wysokości i droga wzdłuż jeziora nad Chełmżę.
Warunki takie sobie. Wiaterek i wilgotne, lekko zamglone niebo. Dało jednak radę zrobić kilka zdjęć coraz bardziej widocznej jesieni. Drzewa i pola zmieniają krajobraz dodając wszędzie kolorów. Trzeba się nimi cieszyć, bo zimą już tak nie będzie. Wtedy czerwienie i żółcie zastąpione zostaną przez różne odcienie szarości.



   W końcu Chełmża i można polatać nad domem.Trochę straty wysokości i kilka głębszych zakrętów. Znów wysokość, kilka przelotów nad miastem i kolejne zdjęcia. W "mieście" jesień też już widoczna. W końcu to październik.





 
   Powrót wzdłuż Strużala, potem okolice uśpionego Mikrolotu i powolny powrót nad polami w kierunku łąki. Po raz kolejny czuć frajdę, jaką daje mi latanie. Świetne uczucie być zawieszonym w przestrzeni, czuć wiatr i ogarniać te wszystkie widoki. Czas, by odetchnąć od tych wszystkich przyziemnych spraw i innych denerwujących drobiazgów...




   Czas jednak płynie nieubłaganie i w końcu trzeba lądować. Co prawda można było wisieć jeszcze dobre pół godziny, ale jakoś składanie się po ciemku mnie nie kręci. Podejście dokładnie takie samo jak tydzień temu. Lądowanie bezproblemowe. Łąka jest coraz bardziej wyczuta i to skutkuje. Świetne miejsce i już wiadomo, że cacy działa.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz