sobota, 31 grudnia 2011

sylwestrowo, czyli podsumowanie sezonu.....

   Tytuł wpisu ma skierować nasze myśli na jeden szczególny ostatni dzień każdego roku sprzyjający podsumowaniom tego, co minęło i myślenie o tym, co jeszcze nas czeka.
   Trochę tak jest i z Nami - ostatni dzień roku, wymiana kalendarzy i rozpoczęcie wypatrywania wiosny to okres podsumowań i planowania. Nasz ostatni rok minął bez większych fajerwerków - robimy to co robiliśmy wcześniej, mieszkamy nadal tam gdzie mieszkaliśmy, nadal cieszymy się każdym wspólnym dniem i pomimo jakichś drobnych drobiazgów jesteśmy zdrowi i cali. Bogatsi o kolejny wspólny rok i bogatsi o całą masę wspólnych wspomnień. Z różnymi większymi i mniejszymi planami, jednak na tyle tajemniczymi, że nie będę o nich tu pisał.
   Latania było więcej niż wcześniej, oblatałem kilka skrzydeł, wymieniłem sprzęt i zmieniliśmy autko na bardziej rodzinno-paralotniowe sprzyjające rozwijaniu podstawowej komórki społecznej.....I to właściwie wszystko o podsumowaniach i planach.
   Choć właściwie trzeba napisać trochę o minionym sezonie paralotniowym - udał się świetnie i pomimo jakichś drobnych wpadek (m.in. komputer napędu firmy FlyElectronics, relatywnie mniej czasu na latanie itd) wszystko zagrało i zagdakało. Kilka imprez większych i mniejszych, kilka lotów z adrenalinką i oblatana cała masa miejsc, gdzie nas wcześniej nie było. I na zakończenie idealne zakończenie roku, które objawiło się jak ślepej kurze ziarno.
   Pisałem ostatnio o tej nędznej pogodzie, ba, właściwie przez kilka ostatnich wpisów biadoliłem, jak to warun nie rozpieszcza i wali deszczami ile wlezie. Tymczasem na ostatni dzień roku prognozy zapowiedziały całkiem dobrą pogodę do latania silnikowego.
   Adrenalinka skoczyła i w piątek wieczorem przygotowałem klamoty, wyciągnąłem z szafy "zimowe ciuchy" i czekałem co to dalej będzie. Piątek deszczowy konkretnie, nocka także, "sylwestrowy" poranek to także wilgotna, dżdżysta, mglista, wietrzna aura więc ostatecznie zrezygnowany odpuściłem i zaciąłem się w sobie - jak nie, to nie - pieprzę taki warun i takie prognozy - miało być fajnie a tu konkretna dupa. Miało być latanie,a stanęło na łóżkowym gapieniu się na filmidło z komputera. Ech szkoda pisać - niby nadzieje, niby latanie, a ostatecznie łóżko i komputer.
   Tymczasem minęły dwie godziny i chmurki przeszły, nieśmiało zaczęło wychodzić słońce i pogoda jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki  zmieniła się diametralnie. Jakoś tak wszystko poczęło obsychać, temperaturka się podniosła i już wiadomo było, że warun się robi jak drut. Zadzwonił Raf, zameldował, że lata, że zjedzie się kilku znajomków i żebym się wbijał. Ekspresowo wystrzeliłem z wyra, zapakowałem się w ubranka, zrobiłem termos kawy i ruszyłem na łączkę w Grubnie, by ten ostatni dzionek 2011 roku spędzić choć trochę w powietrzu.
   Gdy dojechałem na miejsce akurat startował Błażej na starym dobrym UPiku, którym uczyłem się kiedyś latać. Do tego na miejscu Raf, Tomek i kilku innych "sympatyków naziemnych". Chwilka rozmowy, pogaduchy o pogodzie i warunkach, kolejny start Błażeja (pierwszy spalił) i zacząłem przygotowywać się do lotu. Było południe więc nie było na co czekać - słońce zachodzi teraz wcześnie więc do latania zostały zaledwie dobre trzy godzinki. W międzyczasie wystartował Raf i jakoś tak się nie dogadaliśmy czy latamy razem, jakie dokładnie plany i pomysły w głowach siedzą. W efekcie tego Błażej gdzieś tam odleciał nad Chełmno i Świecie, Raf wystrzelił zrzucać gadżety na południe od Chełmna, więc mój plan po starcie był prosty - zobaczyć jak tam w powietrzu, polecieć nad Chełmno pstryknąć kilka obiecanych Sośnie fotek "Jej" firmy i jak wszystko będzie oki polecieć nad Chełmżę by się Jej pokazać. Że jestem, że myślę, że tęsknię i że nawet wyjeżdżając latać chcę być gdzieś w pobliżu.
   Był lekki wiaterek z północnego zachodu i ostatecznie z pierwotnego planu wyszło niewiele. Chwilkę po moim starcie minąłem się z Błażejem - po chwili wylądował. Ja poleciałem nad Chełmno, jednak pod wiatr jakoś tak nie było rewelacji i ostatecznie postanowiłem odpuścić lot nad "dom" - trochę scykałem się, że nie dam rady wrócić o normalnej porze jeśli się choć trochę rozwieje.



   Zostało realizować tą cześć planu, która była bezpieczna i cieszyć się lataniem tak, by ten niespodziewany warun wykorzystać maksymalnie ile da radę. Nad Chełmnem polatałem razem z Rafałem, który jednak po jakimś czasie odleciał do Grubna. Pokręciłem się nieco, popstrykałem trochę zdjęć i wpadłem na pomysł, by wykorzystać niskie chmury i polecieć nad nie. Podstawy były na jakichś 500 metrach, kłaczki nie były za duże, co jakiś czas spotykałem niemrawe "jesienne kominki", więc "czemu nie?".





   Można było spotkać drobne noszenia po metrze lub półtora, jednak nie udało mi się czegoś konkretniej zakręcić - albo byłem w tym za cienki, albo kombinowałem w niewłaściwym miejscu. Kręciłem pomiędzy Chełmnem, a Świeciem i w tym rejonie jakoś tak kulawo mi szło. Nie chciałem podpierać się napędem, bo to przecież żadna sztuka - dodać gazu i hajda w górę - tak byłoby za prosto.




   Po jakimś czasie i złapaniu podstaw odpuściłem dalsze wznoszenie i powoli wróciłem nad Grubno. Akurat wystartował Tomek na swoim nowym nabytku - Sigmie, która jakoś tak niespecjalnie kojarzy się z lataniem silnikowym, jednak w powszechnej opinii całkiem fajnie sobie radzi.


   Kilka wspólnych kręgów i poleciałem zobaczyć nad Stolno gdzie się buduje "Mariusz modelarz". Niestety z lokalizacją nigdy nie widzianej budowy było marnie, na radyjku też cisza, więc zero naprowadzania z ziemi i po bezowocnym pyrkaniu w tamtym rewirze wróciłem nad łąkę.



    Lądowanie z pierwszego podejścia wyszło całkiem fajnie i po godzince sylwestrowego latania byłem na ziemi. Rozgrzany, uszczęśliwiony i radosny z tej całkiem fajnej pyrkaniny.
   Błażej powoli odjeżdżał, przyjechał jeszcze jeden latający kolega, Tomek "pykał" i nad Chełmnem w oddali pojawił się jeszcze jeden "pepegant", który nie należał do "naszej bandy". Na radyjku cisza, więc zaczęliśmy kombinować kto to. Może "Michaś" trajką przyleciał, może "Janusz Netopelek", albo ktoś od Niego?  Jakoś tak nastąpiła mobilizacja i gdy tylko Tomek wrócił wyszpeiliśmy się we trzech i polecieliśmy nad Stolno zobaczyć chawirę Mariusza, czyli miejsce, którego nie odnalazłem w poprzednim locie.


   Z wiatrem byliśmy na miejscu może w 5 minut (ja i Raf mamy dosyć szybkie skrzydełka, jednak kolega który do nas dołączył leciał na Nemo, więc nie była to rakieta) i oczom ukazała się całkiem poważna "chałupa", otoczona kawałem ziemi, łączką i mająca za bliskie sąsiedztwo stawik i siłownię wiatrową. Pokręciliśmy się nieco, pokiwaliśmy robiąc jakieś wingovery i inne wygibasy, i spokojnie, pod wiatr wracaliśmy do Grubna. W tym momencie widać było wyraźnie różnicę pomiędzy skrzydłami z profilem samostatecznym (Revo i BuranReflex), a szkolnym skrzydłem klasycznym (Nemo) , które było zdecydowanie wolniejsze. W efekcie tego, ja i Raf trochę "myszkowaliśmy", by jakoś zbytnio nie wyrywać do przodu i ogólnie fajnie sympatycznie się leciało. Trochę patrzyłem na Nemówkę z łezką w oku - to na takim skrzydle nauczyłem się latać i do teraz bardzo miło ten okres wspominam. Fajne skrzydło na początek i tyle.





   W Grubnie lądowałem jako pierwszy, znów bez problemów, "Nemo" jako drugie, może w 5 minut po mnie, a Raf jak zawsze gdzieś tam jeszcze poleciał i korzystał z pogody do oporu. Mój pomysł na lądowanie nieco szybciej był prosty - chciałem się "pozwijać" w ostatnich promieniach słońca i nie gonić potem, ścigając się z wieczorem, który w grudniu nie jest zbyt długi.
   Raf wylądował jako trzeci i tym sposobem wszyscy byli na ziemi. Dalsze pakowanie klamotów, pogaduchy i na sam koniec obowiązkowe życzenia noworoczne i toast szampanem w wykonaniu kumpli, a ostatnim kubkiem domowej kawy w moim. Kilka zdjęć, obowiązkowe zgłoszenie do Sosny i FISu zakończenia lotów i powrót do domku. Po drodze jeszcze nabyłem drogą kupna Piccolo truskawkowe i już byłem w domku.
   Dzionek wielce udany, z piękną pogodą, dwoma fajnymi lotami i zakończony fajnym wieczorem u boku najcudowniejszej kobiety na świecie. I tak właściwie można w skrócie podsumować cały "stary rok". Rok z lataniem i najlepszą druga połówką na świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz