czwartek, 29 grudnia 2011

poświątecznie

   "święta, święta i po świętach" - tym tradycyjnym powiedzeniem należy podsumować wydarzenia ostatnich dni. Gwiazdka przyszła szybko, pobyła i już jest po. Pogoda nadal do bani, więc pośród deszczu i wilgoci ładujemy akumulatory domem i tymi kilkoma dniami, które możemy wreszcie w całości spędzić na spokojnie sami ze sobą. Święta minęły nam na rodzinnej atmosferze i lekkim podróżowaniu. Wigilię spędziliśmy na raty przewalając cały tradycyjny porządek odpakowując prezenty z samego rana (nawet Wirek dostał swój przydział niespodzianek), a potem na podróżowaniu, by tradycyjną wieczerzę zarzucić z rodziną z odleglejszych rewirów. Pozostałe dwa dni świąt to czas przeleniuchowany, mega wypoczynkowy i super spokojny. W skrócie - było fajnie, sympatycznie i po "naszemu".
   Ostatnie dni minęły także na "domowym leniu" - pogoda nędzna okrutnie, więc nie było co kombinować. Ze spacerów i innych fajerwerków nici, bo wiatr i deszcz takie, że nawet przysłowiowego psa by się nie wygnało. No może z dwoma wyjątkami - dwa razy wyskoczyliśmy na zakupy i trzeba przyznać, ludzie dostają jakiegoś mega wielkiego pierdolca z szaleństwem sklepowym. W galeriach tłumy jak przy wizycie jakiegoś super ważnego oficjela lub innego papieża. Każdy liczy na oszczędności i inne upusty, i właściwie nie ma się co dziwić. Nasi narodowi pobratymcy także nauczyli się liczyć i oszczędzać. Zwłaszcza w widocznej od kilku lat stagnacji w podwyżkach płac i przy wyraźnym wzroście cen w sklepach. No, ale nie będę marudził. My właściwie chcieliśmy na spokojnie wypić gdzieś dobrą kawę, rozruszać zastane przez święta kości i ewentualnie coś tam kupić. Skończyło się na tłumach, lekkim nerwie i ostatecznej radości z bycia razem i bycia takimi jakimi jesteśmy. Przetrwaliśmy, przeżyliśmy i mamy siebie.
   Jak pisałem wcześniej pogoda nędzna, a chęci do latania konkretne. Praca to zaledwie wspomnienie bo byczymy się z Sosną na wolnym. I niestety jak tak dalej pójdzie zakończymy ten rok z ostatnim lotem w listopadzie. Trochę smutnawo bo liczyłem, że deszczowy grudzień okaże się być choć trochę łaskawy i zaszczyci choć jednym fajniejszym dniem. Ostatnio kilka różnych paralotniowych gadżetów dotarło i wypadałoby je sprawdzić. Tymczasem pada i siąpi, a jak nie, to wieje i po jakimś czasie znowu plucha.  Mówi się trudno - lenimy się dalej i czekamy na warun......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz