poniedziałek, 15 listopada 2010

bez latania bez pisania......

Jakoś tak się ostatnio złożyło, że w naszym blogu przerwy coraz dłuższe.....Wpisów mniej, bo jakoś tak jesień przytłoczyła pogodą, szarzyzną i jakimś takim odrętwieniem. Nadrabiamy zaległości filmowe i przygotowujemy się do zimy - rozwijamy talenty kulinarne i nadrabiamy zaległości domowo rekreacyjno -  umysłowe.

Kuchenne rewolucje dotarły i się rozwijają - coraz częściej gotujemy , pieczemy i sprawia nam to cholernie dużo radości. Przetestowane babeczki, ciastka, mięsa, kluski i różnej maści zupy....Sama frajda - gdy uzbiera się jakaś poważniejsza kolekcja zdjęć opublikujemy nasze dzieła :)

Udało się w końcu odświeżyć łazienkę - na dzień dzisiejszy mamy bielutko, czyściutko i do tego nowy dywanik. W końcu taki, który dąży do ideału jaki spoczywa u "mamci".....No i wszystko błyszczy, lśni i bije po oczach nowością. Odkładaliśmy te całe działania przez dobre dwa miesiące i wreszcie dokonaliśmy dzieła. Jest dobrze, mam tylko całą masę małych białych kropek na rękach, nogach, głowie i kapciach....ale co tam - warto. Nawet Wirus ciekawskie jajo może poszczycić się białymi plamami na pysku ;)

Pisaliśmy o zapełniających się przestrzeniach w naszych elektronicznych zasobach. Problem rozwiązany za pomocą 1terabajtowego magazynu podręcznego ze stajni SEAGATE'a. Spisuje się świetnie i ma jeszcze dużo miejsca na wypełnienie naszymi zdjęciami. Jest także nasza nowa galeria publiczna na Picasie. Do obejrzenia TUTAJ. Na razie tam jest pusto ale w miarę upływu czasu będziemy wrzucać różne nasze zdjęcia.

Byliśmy ostatnio na "świątecznym obiedzie" w bydgoskiej knajpie Ogniem i Mieczem. Lokal zdecydowany w cenach i jakości potraw celuje w klientelę o zasobniejszym portfelu. Całość wypełniona wszelkiej maści staropolskimi gadżetami - jakieś rogi, proporce, portrety - całość urządzona dosyć dobrze. Obsługa także ok, z jakością potraw średnio jednak olewaliśmy smaki zdecydowanie gorsze od tego, co mamy w domowej kuchni. Ważni byli ludzie, wspólne rodzinne towarzystwo i pierwszy trening w robieniu zdjęć w ciemnych pomieszczeniach.

Na koniec chyba przebój ostatnich dni. Nauczyliśmy się grać w szachy i każdego dnia pykamy po kilka partyjek. Właściwie czasami po kilkanaście. Ze zmiennym szczęściem, czasami wygrywam ja, czasami Sosna, a czasami remisujemy ganiając się królami po całej szachownicy. Super sprawa pozwalająca ćwiczyć umysł w analitycznym myśleniu. Pykamy z rana, w czasie dnia i "do poduszki". Najfajniejsze jest to, że jesteśmy mniej więcej na tym samym poziomie i za każdym razem gra zaskakuje nas czymś nowym. Mam nadzieję, że nie znudzi nas z biegiem czasu i będziemy coraz lepsi i sprawniejsi. Wielkim atutem jest także to, że można grać właściwie wszędzie, w każdej scenerii i sytuacji. Już widzę wiosenne oczekiwanie na "warun" i pykanie na łące w szachy.

Acha - pogoda zaczęła się poprawiać - nadal jest ciepło i skończyło padać.Niedziela była upalna jak na połowę listopada, dziś jest podobnie. Więc jesienna wiosna pełną gęba, spacery te sprawy i odżycie jakieś umysłowe - aż się chce coś robić :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz