sobota, 3 lipca 2010

bieżący tydzień

Taaaa
Bieżący tydzień powoli dobiega końca.....pierwszy tydzień wakacyjny Sosny i kolejny mój tydzień "na bezrobociu".....
Tydzień gorący; upalny ; słabo wiejący ; obfitujący w latanie i w pot na plecach.........
Super tydzień wspólnych dni, chwil ciągłego bycia razem, nie meczący jakimiś durnymi sprawami związanymi z pracą, użeraniem się z urzędnikami i innymi pajacami, takimi którzy są po prostu zwykłymi generatorami stresów........

Latamy właściwie codziennie do oporu, można wybierać : czy chce się latać wcześnie rano czy wieczorkiem.......Ful czasu; działająca łąka i piękna okolica sprzyjały nauce i samodoskonaleniu....dodatkowo:
- skrzydełko wróciło z przeglądu ze skróconymi sterówkami (zimą przewiązałem je na dłuższe dzięki czemu nie latałem z rękami wyyysoko nad głową) - teraz polatałem ze skróconymi i jakoś mi już tak to nie przeszkadza.....trzeba się było przestawić ale jest oki :)
- starty bez wiatru lub w ciszy z kierunków zmiennych dały mi popalić....zwłaszcza poranki, gdy udawało mi się spalić po 4-5 startów pod rząd.......a to źle stałem....a to skrzydło po kolejnym nieudanym starcie było mocno wilgotne i niespecjalnie chciało wstawać....a to ja za słabo przebieram girami......ech..... ostro ćwiczyłem i w końcu po którymś tam razie wszystko ładnie działało...
- przetestowałem nową belką speeda "easy catch" od Dudka - kosztuje dwa razy tyle co normalna, z tą różnicą, że ponoć łatwiej wchodzi pod nogę.....zaryzykowałem....kupiłem.....przetestowałem.....polatałem z tym ustrojstwem i jakoś tak wciąż się zastanawiam, że ze zwykłą "belą" jest bardzo podobnie....ta jakoś tak chyba nie jest warta tego, żeby bulić ponad 120 złotych......ale nic...zamontowana....latamy i jest fajnie....przynajmniej Nemo jest nieco szybsze.....
- coraz częściej eksperymentowałem z wingoverami - trochę się obawiałem tego, by na tym moim "mule" za ostro kręcić, ale powoli coraz bardziej się przekonuję do sięgania po coraz więcej dynamiki.....fajnie.....wbrew temu, czego się spodziewałem skrzydło nie topi aż tak bardzo w zakrętach, czyli "in plus".... co najważniejsze : coraz bardziej mi się podoba.........
- no i kolejna ważna rzecz......Lokalersi, czyli mieszkańcy Strużala coraz bardziej przyzwyczajają się do tego, ze coś tam brzęczy nad głową. Powoli wrastamy w ten klimat tego niewątpliwie fajnego miejsca tuż niedaleko Chełmży......Coraz więcej ludzi kiwa, samochody się zatrzymują na drogach, spasieni panowie na leżakach kiwają łapkami, gawiedź na plażach gapi się w niebo i jakoś tak nikt nie mędzi, że za głośno, że mamy być cicho bo ma gołębie które wypuszcza na loty, czy, że ma pieska który się boi......więc miejsce "działa" i to działa w sposób wyśmienity......

Tydzień minął i wylatałem w sumie dobrych kilka godzin :

- niedziela : poranne start ze Strużala i lot nad Chełmżę.....lot z założeniem powariowania nad domem i Sosną.....fajny równy lekki wiaterek i dobre warunki by zejść trochę niżej i pokręcić się wokoło niego....by pomachać do Sosny widzianej na dole.....by wysłać jej kilka buziaków i popozować do zdjęć, które robiła nie ruszając się z chaty.......Sąsiadów pewnie pobudziłem; być może co niektórym przerwałem kontemplację porannej mszy ale co tam....taki lajf....ja też nie lubię czasami słyszeć wrzasku stada bachorów od sąsiadów i krzyków jakichś wiecznie klotujących starych bab,bywa.....ciszy nocnej nie ma wiec latamy :).
Potem lot nad miastem...kilka kółek po okolicy i lądowanie.......
- poniedziałek : popołudniowy godzinny lot nad jeziorem i nad Zalesie......wiatr ok 3 metrów pozwolił na zabawę i testowanie nowego speeda.....nad jeziorem spotkanie ze śmigłowcem który zdecydowanie leciał nie tak jak powinien......zbyt nisko (ja miałem ok 30 metrów; on był o 20-30 metrów wyżej) i zbyt blisko mnie.....cóż......widać było wyraźnie, że panowie piloci  (to był Mi-8 z eskadry "rządowej") mają w poważaniu przepisy i prawo, gdy wiozą jakiegoś spasłego polityka, który kombinuje jak tu poustawiac kolesi, zarobić jakąś dobrą kasiorę, a przy okazji powozić dupsko śmigłowcem i pogapić się na fajne widoki.........
Najważniejsze, że nic się nie stało....polatałem...udanie......wspólnie z "sąsiadami" motolotniarzami......fajny ciekawy lot  :)
- wtorek : kolejny lot pod wieczór.....kolejne zabawy ze speedem w różnych konfiguracjach....wiaterek nawet pomógł w "testowaniu" i "regulacjach".........no i wspaniały zachód słońca..........
- środa : poranne ćwiczenie startów gdy nic nie wieje......masakra.....tym razem pięć spaliłem.....koszmar jakiś......a to skrzydło wstało jedną połówką, a to zaplątałem się w speeda;  to za mało biegłem i cała masa innych różnych kłopotów.......w końcu się udało wystartować i polecieć nad Chełmżę.....lot "wysoki" nad całym miastem.....krótkie obserwacje realizacji dyskusyjnych decyzji niektórych miejscowych urzędników (w Chełmży, a wiec w mieście nastawionym na turystów główną  plaże miejską i jej otoczenie remontuje się w końcu czerwca.....to osobny temat nadający się do cyklu "takie rzeczy tylko w Chełmży....").
Potem lot nad cukrownię, Małą Grzywnę, kilka wingoverów nad jeziorem i lądowanie.....
- czwartek - plan na latanie z Rafałem z którego nic nie wyszło....jakoś tak niespecjalnie się prognoza podobała.....sprężu też jakoś tak brakowało.....rowery za to kuszące były bardzo.....:)
No dosiedliśmy ich...... pojeździliśmy i odnaleźliśmy kolejną łąkę w naszych rewirach....jest telefon do właściciela i jak się zgodzi, będzie kolejne miejsce na wypadek, gdyby "Strużal" z jakichś powodów stał się niedostępny.......Rafał latał sam gdzieś po wioskach a my zjechaliśmy całe miasto.
- piątek - uzgodnione wspólne latanie z Rafałem o poranku......szarość i konkretna mgła.....
Bladym świtem (ok 4 rano) czekałem na Niego na stacji benzynowej tuż pod miastem.....przed piątą okazało się, że będzie startował kilka kilometrów od Chełmży, a ja mam wystartować ze Strużala i spotkamy sie w powietrzu......i najlepiej gdyby mgła opadła........ok szóstej zaczęło się ładnie przejaśniać; odpaliłem i spaliłem po kolei cztery starty.....Cholera nie wiem co się dzieje gdy jest słaby wiatr, lub gdy go nie ma.....Zwłaszcza gdy skrzydełko zawilgotnieje jakoś mam kłopot.....a to nierówno stoję; a to za mało biegnę....a to krzywo....bleee...
W końcu mi się udało, mgła była już w "kłaczkach" więc idealny "warun"......150 metrów nade mną zobaczyłem Rafała, który zdążył już przylecieć nad nasze rewiry.......Trochę się pokręciliśmy nad i pod mgłą, która w międzyczasie zaczęła trochę gęstnieć........gdy było już nieładnie wylądowaliśmy......pół godziny przerwy, tankowanie i po mgle nie było śladu.....za to grzało konkretnie.....wystartowałem.....polatałem trochę w termice, trochę wykręciłem wysokość dzięki kilku kominom, które można było łatwo złapać i zakręcić.....miejscami ładne stabilne równe 2 metry........po jakimś czasie Raf też wystartował........krótki lot razem by Go odprowadzić - wracał do siebie do Chełmna....
Potem wylądowałem, poskładałem sprzęt i do domu.....do Sosny......na pyyyszne śniadanie.
A wieczorem skosiliśmy łąkę w Lisewie :):)

- dziś jest sobota i dzisiaj chyba nic z latania nie będzie....za to jutro znowu w powietrze........ale to już opiszemy za kilka dni :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz