piątek, 29 sierpnia 2014

tym razem z motolotnią...

   Wreszcie można przyznać, że wszystko powoli wraca do normy. Od kilku tygodni trwający zajob w robocie powoli się uspokaja i kończący się tydzień zaliczyć można do tych normalniejszych. W końcu zaczyna się wszystko układać, dopasowywać i  jest czas na spokojne wykorzystanie pogody do latania.
   Dziś wypadło na latanie z jednej z okolicznych łąk i całkiem przyjemny oblot zachodniej strony Torunia. Nie byłoby w tym nic szczególnego, bo co jakiś czas tu latam, gdyby nie śmiganie w towarzystwie motolotni prowadzonej przez aktualnego wicemistrza świata (że o licznych innych licznych tytułach mistrzowskich nie wspomnę). Przemek Jurkiewicz z Mikrolotu akurat szkolił i udało się w przerwie pomiędzy kolejnymi lotami chwilkę pogadać. Choć często latamy „obok siebie” to jakoś tak wychodzi, że na ziemi widzimy się zdecydowanie rzadziej. A szkoda, bo facet sympatyczny i żyjący lataniem. Kursanci też zresztą fajni ludzie i znamy się nie od dziś…
   Warunki do latania całkiem dobre, więc jak zawsze w takich momentach nie było na co czekać, tylko zostawić pogaduchy na kiedy indziej, wystartować i znów nieco poświdrować powietrze.  Pierwszy plan to lot pod wiatr nad Zamek Bierzgłowski, kilka zdjęć i wykrętka na zachód w stronę Bydgoszczy.





   Kolejna nawrotka tuż przed granicą CTRu i lot w kierunku Unisławia. Teraz lot nieco wyżej, by z nieco większej wysokości pogapić się na ziemię. Widok nie jest aż tak szałowy – powietrze jest wilgotne, popołudnie jest z gatunku tych ciemniejszych, słońce zakryły gęstniejące ciemne chmury i w ogóle czuć w kościach, że lato powoli się kończy. To najwyższa pora na zmianę okularów z tych przeciwsłonecznych na żółte „kontrastujące” przez które można się gapić do woli. W ogóle jakoś się tak przyzwyczaiłem do latania w okularach, że teraz bez żadnych ani rusz. Do tego lotu trzeba było zabrać dwie pary i całe szczęście „na pokładzie” były te kontrastówki. Znów kilka zdjęć i zejście spiralką niżej. Kolejny zwrot i powolny powrót na łąkę „na niskiej”. Tak by nie było zbyt jednostajnie ;)




   Lądowanie z pierwszego podejścia, by nie przeszkadzać  motolotniarzom. Przyziemienie dokładnie tam gdzie było zaplanowane żeby nie nosić klamotów do samochodu i na spokojnie się spakować. Samo składanie wyszło nieco dłużej i jak zazwyczaj trwa dobre dwadzieścia minut, tak teraz się nieco przedłużyło. Trochę dlatego, że jestem gaduła, a trochę z powodu nadzwyczajnego wysypu ludzi z którymi długo się nie widziałem i nie rozmawiałem. Coś w tym jest, bo udało się nawet zamienić kilka słów z właścicielem łąki, co w natłoku zajęć nie zdarza się często.W domu zameldowałem się równo godzinę po lądowaniu, wylatany z głową pełną tego wszystkiego, co tylko może dać fajny lot, z motolotnią w tle... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz