poniedziałek, 20 maja 2013

tym razem poranek....

   Prognozy ostatnio zmienne są jak w jakimś porąbanym kalejdoskopie. W sobotę miało konkretnie padać, a skończyło się zaledwie na zachmurzeniu, w niedzielny wieczór miał być warun, a skończyło się na porannym pyrkaniu, plan był na latanie u siebie, a skończyło na "gościnnych występach" w Toruniu. Taki nieco porąbany weekend. Ostatecznie latanie to latanie i chodzi o to, by wreszcie poczuć nieco powietrza pod nogami.
   Latanie rano to zawsze nieco wariactwa. Wariactwa z powodu wstawania bladym świtem idealnie nadającym się do drzemania, mokrej od rosy trawy pracowicie wdzierającej się w każdy zakamarek butów, i warunków wybitnie sprzyjających spartoleniu startu. Do tego nigdy nie wiadomo, co stanie się  pogodą i czy akurat da radę wrócić z jakiejś dłuższej wyprawy. Popołudniowe warunki zazwyczaj zmieniają się na łagodniejsze, rano jest odwrotnie i z każdą chwilą bywa trudniej.
   Wczoraj jednak wszystko idealnie zagrało i już od szóstej rano można było poczuć wspomniane powietrze pod nogami i podziwiać do woli delikatnie rozwiewające się mgiełki. I było "very very cacy".....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz