sobota, 13 sierpnia 2011

Wakacje czyli odrobina oddechu...

   Wróciliśmy właśnie z naszych tegorocznych letnich wojaży. Właściwie wróciliśmy już kilka dni temu ale jakoś nie było ciśnienia i chęci by pisać coś na blogu. Po prostu wakacje, urlop i lenistwo ogarnęło konkretnie.
   Mój urlop już powoli dobiega końca, Sosna też już niedługo wróci do "roboty" wiec coś tam postanowiłem skrobnąć, by było wiadomo jak tam zleciały wakacje.  Tak narzekałem o zmianie autka, ale teraz jak na to spojrzeć z perspektywy, to jakoś się wszystko w miarę poukładało. I dobrze, bo trzeba było się wziąć za dalsze "dobre spędzenie urlopu".
   Z początkiem sierpnia wyruszyliśmy więc w końcu nad nasze polskie morze, by odstresować, odreagować, odpocząć, nawdychać się jodu i popluskać bałtycką wodą. Plan był prosty - jedziemy nad morze, tam gdzie mamy chęć, jesteśmy kilka dni w jednym miejscu, potem pakujemy klamoty i jedziemy gdzie indziej. I jak nam się znudzi wracamy do chaty.
   Zaczęliśmy od Kołobrzegu w którym spędziliśmy dobrych kilka dni. Dni przeplatanych chlapaniem się w wodzie, wygrzewaniu się na piasku i moczeniu w ciepłej letniej burzy. Bo niestety taka także nam się trafiła. Miasto po raz kolejny urzekło nas tym czymś co tak trudno czasami określić. Było super fajnie, świetnie i bombowo. Każdy dzionek przynosił coś dobrego i właściwie wszystko nam pasowało. Na pewno jeszcze tam będziemy wracać.




   Po kilku dniach poczuliśmy zew przygody i postanowiliśmy się przenieść gdzie indziej. Wzdłuż wybrzeża, przez Rewal podskoczyliśmy do Świnoujścia który był naszym drugim etapem wakacyjnym. Specjalnie wspomniałem o Rewalu, bo tak jadąc trafiliśmy na ludzi latających z napędem. Właśnie na rewalskim klifie. Jacyś kolesie z okolic Krakowa byli z napędem i brali przygodnych ludzi w powietrze. Taka frajda kosztowała stówę za ok 10 minutowy lot. Biznes konkretny i chętnych było całkiem sporo. Trochę żal wystąpił, że nie mieliśmy swojego sprzętu, ale w tym wyjeździe nie chodziło o latanie, a odpoczywanie od wszystkiego co mamy u siebie. Pogadaliśmy, popstrykaliśmy kilka zdjęć i pojechaliśmy dalej. A chłopacy nadal bili kasę.



   Świnoujście to jak wspominałem nasz drugi etap. Także wielce udany, jednak z kilkoma kwasami natury "czepialskiej". Trafił nam się nieco gorszy "lokal" do mieszkania - choć na pierwszy rzut oka wydawało się ze będzie klasą samą w sobie. Wszystko super, świetna lokalizacja, masaże, bajery, cuda wianki, jednak podstawowe atrakcje jak chociażby sprawna kablówka to już "nie halo". Do tego całe stada szwendających się bez ładu i składu Niemców. Młodych, starych i jeszcze starszych pamiętających zapewne rajdy wojskowe swoich współziomków podczas drugiej wojny i zabawę w gazowanie całych narodów w obozach śmierci. Nie mamy nic przeciwko Nim jednak jakoś tak trzeba stwierdzić, że "nasi" nie są tak bezmyślni i kosmicznie lepiej zorganizowani. A taki Helmut lub jakaś inna Helga, jak się zamyśli to przelezie przez człowieka, lub jeszcze gorzej - stanie na środku chodnika zastanawiając się zapewne, czy ta ulica to "Goerig strasse", czy może inny "Gebbels Platz" . Poza tym Świnoujście trochę kiepsko zadbane, trochę brudne i jakieś takie byle jakie. Ech ale nie będę się czepiał..Było fajnie i pozytywnie.
   Te wszystkie rożne minusy nie były aż tak męczące byśmy nie odpoczęli. Pogoda znowu była w kratkę. Pozwoliła poleżeć na plaży, popływać w Bałtyku, pospacerować i pogapić się na tęczę i inne burze. Najfajniejsze, że wreszcie byliśmy sami dla siebie i nie musieliśmy zajmować się sprawami które zostały w domu. Nawet telefonu z pracy nie miałem i można było wreszcie porządnie odpocząć. Spać ile chcemy, nigdzie się nie spieszyć i nie gonić.







   Po kilku dniach w końcu zatęskniliśmy do naszego "home sweet home" i Wirusa który nie pojechał niestety z nami. Postanowiliśmy skończyć naszą wyprawę i powrócić na "nasze śmieci" by pourlopować jeszcze trochę na własnych śmieciach. I trzeba przyznać dobre nam te wakacje zrobiły. Teraz jakoś tak mniej stresowo, spokojnie i nawet fakt że od miesiąca nie latałem jakoś tak mocno nie stresuje. Na jutro szykuje się całodzienny warun więc się odkuję. A jak nie to przy kolejnej okazji. I o to chodzi. Na spokojnie, bez stresu bo takie rożne cuda nas wykańczają. A nie o to w życiu chodzi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz