czwartek, 25 sierpnia 2011

jak się upre...

   Jeszcze jeden taki mały krótki wpis o wtorkowym lataniu. Błażejowi wyraźnie nie szło i pomimo usilnych prób nie dał rady tamtego dnia wystartować. Ja latałem, dziewczyny obserwowały i filmowały, a On próbował i próbował. Wiadomo jak to jest spalić kilka startów pod rząd - człowieka ogarnia coraz większe zmęczenie i frustracja. Jak się uda w końcu polecieć to można się odkuć te wszystkie biegania, rozkładania, składania i grzania napędu. Wtedy te sprawy są mało ważne, liczy się to, że w końcu się udało. Gdy jednak nie wychodzi to mamy dwa sensowne wyjścia - albo po kilku próbach odpuszczamy i olewamy dzień, który wyraźnie nie sprzyja, albo próbujemy do oporu. Najgorzej jest gdy wybierze się tą drugą "opcję" i start nie następuje pomimo najszczerszych chęci. Można wtedy mieć wszystkiego dosyć, każda linka wkurza, glajt już nie jest przyjacielem, a napęd stanowi jedynie kawał balastu na grzbiecie na dodatek cholernie śmierdzącego benzyną. Nerw, wkurw, rezygnacja, niewiara w swoje umiejętności, i co tam jeszcze z tych najgorszych uczuć.
   Błażej się nie poddawał i próbował raz za razem. Podziwialiśmy Go za taką wytrwałość trzymając kciuki i licząc w duchu, że przy każdej kolejnej próbie się w końcu uda. Niestety nie udało się i dostaliśmy wszyscy przysłowiowego prztyczka w nos od losu. Taka fanga od życia.
   Szkoda, że się nie udało, jednak liczymy mocno na to, że następnym razem wszystko wyjdzie jak należy i polata tak jak powinien. Zasłużył na to swoim uporem, tyloma spalonymi startami i tym, że się nie poddawał.
   Dziś tak trochę na przekór tym wszystkim niefajnym uczuciom zmontowałem filmik, który mam nadzieję będzie dobrą ilustracją tych Jego prób. Dobrego oglądania :

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz