niedziela, 16 sierpnia 2015

dlaczego kurs ??

   W największym skrócie dzisiejszy wpis to tekst nadesłany przez jednego z latających znajomych. Wrzucam zatem w oryginalnej pisowni...Dobrego czytania :

Dlaczego Kurs?


            Na początku napiszę, że jestem dość świeżym pilotem i też latałem kiedyś „po partyzancku” Ale, ale...
    Latam od 2009 roku, chociaż fascynacja ptakami, samolotami i wszystkim, co unosi się w powietrzu była ze mną od dziecka.
   Gdy tylko dowiedziałem się o paralotniach, zacząłem gromadzić literaturę na ten temat, niestety ograniczoną do praktycznie kliku pozycji książkowych i pojedynczych artykułów w czasopismach lotniczych, to był rok 1998 a będąc jeszcze uczniem, mając ograniczone możliwości wyjazdowo - finansowe, jak też po prostu z niewiedzy jak zacząć, porzuciłem temat praktyki... aż do rzeczonego 2009 roku, kiedy to spotkałem w okolicy wiślanych wałów „prawdziwych” paralotniarzy.
   Dlaczego napisałem ten wstęp? Dlatego, że jak sądzę większość zwykłych, prostych ludzi z nizin, nie mających kontaktu z szerszym środowiskiem lotniczym/paralotniowym, tak właśnie zaczyna. Spotyka kogoś z tego środowiska, po czym ten ktoś albo wysyła na kurs, albo chcąc zainteresować nowego adepta sportem, pokazuje mu pierwsze tajniki. Tak właśnie było ze mną, pierwsze loty na używanym sprzęcie robiłem z małych górek w okolicy, ucząc się na własnych i kolegów „instruktorów” błędach. Nie zdawałem sobie sprawy co może mi grozić, bo de facto nic strasznego się nie działo. Koledzy paralotniarze zresztą nie pozwalali mi na eksperymenty w trudnych warunkach.
   Jednak mi osobiście w pewnym momencie takiego latania zaczęło czegoś brakować, czułem, że chciałbym poznać więcej, a wiedzę którą mogłem czerpać od bardziej doświadczonych kolegów już wyczerpałem, oni nic nowego nie mogli, albo nie chcieli powiedzieć. Wiedziałem już, a właściwie wiedzieliśmy, bo w międzyczasie wciągnął się jeszcze jeden kolega, że istnieją takie miejsca jak Nowe nad Wisłą czy Borsk i to całkiem niedaleko od nas, że tam latają, ale nie mogliśmy tam pojechać z wiadomych względów - nie mieliśmy żadnych uprawnień. To co że umieliśmy alpejkę lepiej niż niejeden kursant po egzaminie, jednak w pewnym momencie świadomość partyzantki i ciągła niepewność zaczęły nam przeszkadzać.
   Nie zrozumcie mnie źle, bardzo dużo się na początku nauczyłem, jestem wdzięczny, że mogłem zapoznać się ze „szmatą” w gronie ludzi, którzy to kochają i nie boją się podzielić z innymi pasją, zrobiłem krok na przód, ale okazało się, że do dalszego rozwoju należy usystematyzować, poszerzyć tę wiedzę i zdobyć niezbędne uprawnienia. To są rzeczy które może wydają się błahe, może się wydawać, że skoro wiem jak się ciągnie za sterówki i umiem chodzić ze skrzydłem nad głową wkoło przez 3 godziny to że już umiem; Tak umiem ale mogę umieć więcej, mogę poznać nowych ludzi, latać w nowych miejscach, w innych warunkach, może zostać pilotem tandemu, instruktorem? Poznawanie środowiska pilotów- zawodników, czy po prostu ludzi o których się w tym sporcie mówi daje niesamowitą frajdę i „kopa” do dalszego rozwoju. Nawet jeden dzień latania z takimi ludźmi uczy więcej niż rok z kolegami z łąki, którzy latają „wkoło komina”.
   Zapomniałem w tym wszystkim dodać, co dał mi kurs, gdy wybrałem się na niego po roku latania z małej górki. Dał mi konkretną wiedzę, sprawdził i poszerzył moje umiejętności a przede wszystkim oduczył błędów, nie mówiąc już o tym, że lataliśmy na kursie u ludzi, którzy mogli nam z własnej praktyki przekazać o wiele, wiele więcej niż kolega na górce. Było warto.
   Napiszę jeszcze z innej perspektywy. W moim małym miasteczku na Pomorzu przybywa entuzjastów paralotniarstwa, w ciągu ostatnich dwóch lat to są 3-4 osoby. My, osoby po kursie sami na początku próbowaliśmy ich wdrażać w tajniki, bo bardzo tego chcieli, naśladowali nas podpatrując i nie było problemu, dopóki robili wszystko jak należy... Problem się zaczął, gdy zaczęli snuć własne teorie na temat latania, stref, aerodynamiki i mnóstwa innych rzeczy, przy tym mówiąc, że po co kurs skoro to „tylko” papier a oni już „wszystko” wiedzą.             
   Zgadzam się, że kurs to dopiero początek, papier, kwit od którego wszystko się zaczyna, ale daje on nowe bardzo szerokie możliwości i dopiero otwiera drogę tam, gdzie żaden „pagórkowy latacz” nie dotrze, bo zwyczajnie nie będzie mógł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz