sobota, 11 kwietnia 2015

dobrze jest...

   Piątkowe popołudnie zaplanowane było właściwie od początku tygodnia. Prognozy niezmiennie wieszczyły, że uda się zaliczyć pierwszy lot na nowym Nucleonie WRC, który jeszcze przed Wielkanocą dotarł z fabryki w Kowalewie. O tym skrzydełku myślałem od jakiegoś czasu i w końcu trafiło we właściwe miejsce. Pozostało jeszcze oblatać przy pierwszej lepszej okazji.
   Po przyjeździe na łąkę w głowie kotłowanina. Jak wstaje, czy pogoda dopisze, czy napęd poradzi i ogólnie jak będzie się latać. Takie pomieszanie ekscytacji z lekką obawą przed nieznanym. Kilka różnych skrzydeł już oblatałem i to jest normalne przed każdym kolejnym. Trochę jak jazda każdym kolejnym samochodem - jak się zachowa, jak przyspiesza, jak skręca...
   Na pierwszy ogień poszła zabawa na ziemi - Nutek chętnie wstał i pomimo nieco kręcącego wiatru i spokojnie czekał na to, czego się od niego oczekuje. Ładnie chodzi za ręką i można się z nim całkiem fajnie porozumieć. Po prostu zachęca.
   Gdy na ziemi jako tako się poznaliśmy przyszedł czas na pierwszy lot. Jako, że CMax jeszcze nie dotarty wypadło na poczciwą Solówkę co było chyba nawet lepszym wyborem. Słabszy napęd zmusi do bardziej technicznego startu i da nieco więcej czasu na poznanie reakcji skrzydła. Tak przynajmniej kombinowałem.
   Rzeczywistość nieco to zweryfikowała. Start Nucleonem jest banalnie prosty nawet ze słabym napędem, skrzydło nigdzie nie ucieka, ochoczo wskakuje nad głowę i gdy mu się nie przeszkodzi po prostu zabiera po kilku/kilkunastu krokach. Po prostu wskoczyło, dodałem gazu, pobiegłem i leciałem. Pomyślałem tylko zdziwiony "kurde to już??" i gładko leciałem nabierając wysokości. Ogromna różnica w stosunku do Burana którym latałem do tej pory.
   By zbytnio nie komplikować pokręciłem się nieco nad łąką by zobaczyć jak lata z odpuszczonymi trymerami, jak skręca i czy czymś mnie zaskoczy. Wystarczyło dziesięć minut i było wiadomo, że Nucleon WRC i Buran Reflex to dwie różne bajki. Pod każdym względem, zwrotności, nośności, prędkości zachowania w zakrętach, dynamiki i sterowania, bezpieczeństwa i całej reszty, ech szkoda pisać. Po prostu dobrze lata....

   
   Nucleon ma jeszcze jedną ogromną zaletę - z nim wszędzie jest blisko. Podczas pierwszych minut lotu tak mnie rozochocił, że zamiast ćwiczyć lądowania i starty puściłem się na wycieczkę nad dom.
   Po drodze trochę wariactwa nad okolicznymi polami i nieco wygłupów. Powinienem pewnie mieć nieco więcej respektu, jednak właściwie od samego początku złapałem uczucie jakbym znał się z tym skrzydłem od kilkudziesięciu godzin. Pewnikiem przez nalot na Actionie jakiś czas temu który był przecież całkiem spory. 
   Nad domem kolejna porcja fikołków i gdyby nie głos Sylwii w słuchawkach pewnie bym poszalał bardziej. Kilka kręgów i decyzja by polecieć gdzieś dalej. Z tej radochy nie mam ochoty wracać nad łąkę i lądować - chcę się nacieszyć nowym glajtem a najlepiej to robić latając. 




   Pokręciłem się po okolicy dobrą godzinkę i wciąż nie miałem ochoty lądować. Paliwo było, skrzydło zachowywało się wzorowo i właściwie z każdą chwilą miałem coraz większą frajdę. Przy Buranie doszedłem do takiego momentu, że chyba potrzebowałem zmiany na coś innego. Nucleon idealnie wpasował się w moje preferencje i wcale, a wcale mi się nie spieszyło do lądowania. 
   Jeszcze trochę latania nad miastem i powrót w okolice łąki by polatać nieco niżej, pościgać się z ptakami i pohałasować jeszcze nikogo nie męcząc warkotem silnika.
   Czas płynął jednak nieubłaganie i trzeba było lądować. Niespecjalnie chciałem latać do zachodu słońca, bo chcialem mieć dosyć dużo czasu na kilka ewentualnych podejść i złożenie skrzydła bez wieczornej wilgoci. Niby nic takiego, start może być banalnie prosty, jednak lądowanie może się różnic w stosunku do skrzydeł oblatanych wcześniej. 
   Nic z tych rzeczy. Nucleon ląduje równie łatwo jak startuje i bez żadnego problemu przyziemiłem dokładnie tam gdzie chciałem, do tego z pierwszego podejścia. Wiatru nie było zupełnie wiec teoretycznie lądowanie było "szybkie" co jest nieco trudniejsze z uwagi na większą prędkość podejścia. Było cacy, Nucleon zachował się wzorowo, ładne wyrównanie, wytracenie prędkości, delikatne przyziemienie i byłem na ziemi. No i uniknąłem tak częstego widoku gdy skrzydło ląduje komorami przed pilotem....Potem klasyka, składanie klamotów i powrót do domu z bananem od ucha do ucha....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz