wtorek, 15 lipca 2014

w upał tęcza też się trafia...

   Jest upalnie. Konkretnie upalnie. Upalnie ile wlezie. Tak bardzo, że aż….Tymi słowami można by właściwie podsumować ostatnie latanie, ale należy napisać kilka słów, co by pamiętać na stare lata, że nawet w konkretnie upalny dzień na ziemi można ujrzeć tęcze. Taką najprawdziwszą, nieudawaną i rzeczywistą….

   Początek standardowy – pakowanie klamotów do samochodu, rozpakowanie na łące, rozgrzanie napędu, rozłożenie glajta i hajda w powietrze. Trochę kręcenia po okolicy, wycieczka do Lisewa i nad Chełmżę.  W międzyczasie nieco  niskiego latania nad polami mieniącymi się typowo letnimi kolorami zboża gotowego do żniw. Połowa lipca na karku, więc takie widoki są normalne. Pełne słońca złote kłosy poprzetykane coraz bardziej blednącymi plamami łąk i kartoflisk. Nie dziwota, że owa zieleń coraz bardziej blednie, bo od dłuższego czasu nie było porządnego deszczu. Miejscowi radzą sobie podlewając owe blednące pola gdzie się da. I właśnie te podlewaczki były źródłem letniej tęczy o której piszę powyżej. Małej, skromnej, jednak takiej zupełnie prawdziwej zrodzonej z załamania promieni słonecznych na kropelkach wody…..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz