środa, 16 lipca 2014

loty i ploty

   Pomimo wcześniejszego lądowania z powodu wiatru prognozy wieszczyły, że na wieczór znów siądzie jeszcze na tyle, by dało się sensownie polatać. „Było nie było” trzeba poczekać i zobaczyć jak wyjdzie.
   W międzyczasie dojechał Błażej z rodziną i jak za dotknięciem czarodziejskiej różczki siadło prawie do zera. Szybkie szpejenie, plan na godzinkę w wieczornym masełku i start jeden za drugim.
Niestety Błażej wylądował po zaledwie kilku sekundach już w chwilę po starcie. Coś tam strajkował silnik, przerywał i kaszlał czymś się krztusząc. Zawsze gdy coś takiego się dzieje najlepiej wylądować i wszystko dokładnie sprawdzić – w powietrzu przecież nie da się wysiąść, zatrzymać się w miejscu by po chwili ruszyć dalej…


   Wobec takiego obrotu sprawy kilkanaście minut kręciłem się na niskiej czekając aż „mechanika” wróci do stanu używalności. Niestety silnik zastrajkował konkretnie i nijak nie chciało mu się współpracować. Ja się właściwie też już nalatałem wcześniej i wobec takiego obrotu sprawy postanowiłem wylądować. Błażej fajny facet jest i sympatyczny pilot więc co ja Mu będę nad głową hałasował gdy siedzi na ziemi i próbuje się dogadać z napędem. Poza tym długo razem nie lataliśmy więc trzeba się nagadać, naklotować jak stare baby o tym co słychać, gdzie to ostatnio latał, jakie kto przeżył przygody mniejsze i większe. W sumie wyszło 15 minut latania i godzina gadania…..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz