niedziela, 17 kwietnia 2011

Action oblatany...

   Jak to pisałem wcześniej trzeba się było w końcu zabrać za Actiona i go wreszcie oblatać. W piątek zabawa na ziemi - najpierw dwie godziny ground handlingu z normalną uprzężą, a potem godzinka biegania z napędem.    
   Wiatr ok 4-5 metrów więc raczej ćwiczenie alpejki i trzymania skrzydła nad głową. Jedyny problem to zakwasy które pojawiły się wieczorem, jednak przy całej radości z zachowania się skrzydełka nad głową był to przysłowiowy pikuś.
   W sobotę warunki podobne, jednak z nieco słabszym wiatrem. Po obiedzie zebrałem się i pojechałem na łąkę z zamysłem przeprowadzenia kilku prób klasykiem i ew. kilku krótkich lotów, by zatańczyć z tą bestią na poważnie w powietrzu. Trzy próbne starty bez jakichkolwiek problemów. Jak już się złapie o co chodzi, to skrzydło ładnie strzela nad głowę, a jak już tam się znajdzie to spokojnie stoi i czeka na mój kolejny ruch. Ładnie wszystko szło, więc nie było się co ociągać i po rozgrzaniu solówki wystartowałem. Skrzydło pięknie wstało, po kilku krokach pięknie zabrało i tak zaczęła się moja przygoda z tym glajtem. Wiało ok 2-4 metrów, było nieco szkwaliście i nierówno, ale Action i ja radziliśmy sobie całkiem sprawnie. Poleciałem kawałek z wiatrem, poleciałem pod wiatr, potem przez trochę poszarpane resztki kominów i po kilku minutach takiej zabawy podszedłem do lądowania. Trzeba było zobaczyć jak toto się sprawuje w tej chyba najtrudniejszej fazie lotu. Przeprowadziłem trzy podejścia - za pierwszym i drugim razem niedokładnie "przycelowałem", za trzecim wszystko wyszło idealnie - tak jakbym latał na tym glajcie od lat. Jako, że była jeszcze wczesna pora, pozwoliłem sobie tego dnia na jeszcze jeden próbny lot. Wiatr nieco słabł więc była szansa, że w powietrzu będzie równiej, a do startu nieco trudniej. Doświadczenia właśnie w ten sposób się zbiera. Powoli, z czystą głową przechodząc od coraz łatwiejszych warunków, do tych coraz gorszych. Pierwszy start spaliłem, ale niestety z powodu własnego dość szkolnego błędu. Wiatr trochę się kręcił i rozpocząłem startowanie, gdy wiało nieco z boku. W efekcie skrzydełko zamiast do przodu pięknie wyskoczyło w bok.Trzeba było to skorygować , na nowo się rozłożyć i wystartować ponownie. Tym razem start bez problemów z jedną może uwagą - moment po oderwaniu się od ziemi trochę mnie przydusiło - dobrze, że nie usiadłem wygodnie w uprzęży - kilka kroków i znów byłem w powietrzu. Plan na ten lot podobny jak poprzednio - pokręcić się po niebie, poskręcać kilka razy, pobawić się hamując i przyspieszając, pogazować trochę i poczuć jak się tym diabelstwem lata. A potem kilka podejść do lądowania i samo lądowanie. Podczas tego lotu odważyłem się na trochę głębsze zakręty, na pełny 360 stopni, na lot nieco niżej i na puszczanie sterówek by operować jedynie gazem. Latało się bardzo fajnie i mój nastrój chyba udzielał się "tubylcom" na ziemi, bo co chwilkę widać było kiwających miejscowych. Trochę się pobawiłem w powietrzu i jak poprzednio wypróbowałem kilka podejść do lądowania. Tym razem wszystko lepiej wychodziło i po zetknięciu się z ziemią potrzymałem jeszcze skrzydło nad głową, przeszedłem tam gdzie chciałem by upadło i połączyłem lądowanie z zabawą "na ziemi". Słowem wszystko pięknie cacy.
   A potem zapakowałem szpargały i wróciłem do Sosny na pyszna domową kolację :)

   Podsumowując - Action oblatany, ja wybiegany i nieco bogatszy w doświadczenia. Na początek wystarczy. Starty w wietrze mam już w miarę opanowane - teraz trzeba będzie poćwiczyć "bez", lub ze słabym wiaterkiem, tak by Action sprawiał tyle frajdy, co poczciwe Nemo. Action jest bardziej wymagający, ale pozwala na więcej latania. Obydwa loty wykonane były w warunkach, w których na Nemo bym nie poleciał, a jeśli nawet, to na wstecznym lub balonując, jak jakiś liść na wietrze. Starty są trudniejsze, wymagają więcej techniki i dynamizmu, jednak samo skrzydło prowadzi się bardzo miło. No i co najważniejsze pozwala latać więcej i częściej.
   Teraz czeka nas przerwa w lataniu, bo tłumik wreszcie pojedzie do Kajana, potem zamontujemy go do solówki, dołożymy Rusłanowe śmigło, wyregulujemy całość i mam nadzieję, że za tydzień lub dwa uda się znowu trochę poćwiczyć kilka tematów - regulacje i testowanie komputera napędu PPG, starty pod słaby wiatr i ogólnie poznawanie Actiona coraz bardziej.
   A na teraz to powiem jedno - podoba mi się to skrzydełko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz