wtorek, 6 maja 2014

nalot nalotowi nierówny....

   Jakiś czas temu jeden ze znajomych zapytał mnie o nalot. Zamiast odpowiedzieć na chwilę zaniemówiłem. Najzwyczajniej mnie zatkało, bo zupełnie do tego nie przywiązuję uwagi. Liczyć liczę, czas każdego lotu i każdy start wędrują "do kajetu", jednak sam nalot jest na tyle  niemiarodajny, że jako taki nie jest dla mnie ważny.
   Znajomy, który pytał po szybkiej kalkulacji dostał szacowaną wartość, taką, która mniej więcej pokryła się z rachunkami zrobionymi później w domu. Wyszło, że mam nieco więcej nastukane od Niego. Ów znajomy pomimo mniejszego nalotu lata na sprzęcie bardziej wymagającym i skłonny jestem strzelić, że pomimo niższego nalotu doświadczenie ma większe od mojego. Bo nalot to nie to samo co nasze doświadczenia.
   Zaczynaliśmy w podobnym czasie, więc nasz nalot był zbliżony, jednak nie jest zupełnie wyznacznikiem Jego i moich umiejętności. Większą rolę grają tu takie rzeczy jak liczba odbytych startów, warunki w jakich lataliśmy, trudność danego lotu i te wszystkie rzeczy, o których często się zapomina. Bo jak porównywać ludzi z podobnym nalotem, jednak zrobionym w krańcowo odmiennych warunkach, w tak lubianym przez niektórych masełku do latania w wietrzny termiczny dzień ? Jak porównywać podobny nalot zrobiony np przelotowo na wysokości np dwustu metrów z lataniem z podeszwami tuż przy ziemi z wyrastającymi przed nosem pylonami ? Jak porównywać nalot z latania swobodnego z tym zrobionym z napędem na plecach ? Takie porównanie nie ma po prostu sensu i nic nam, jako pilotom nie daje. No może pozwala podeprzeć swoje ego myśleniem o tym, jak wiele czasu spędziliśmy w powietrzu. A wpadanie w samozachwyt ogranicza i hamuje ciągły rozwój jako pilota. Porównywanie siebie do innych od kątem nalotu najzwyczajniej mija się z celem, bo zawsze będzie ktoś, od kogo można się jeszcze sporo nauczyć, na kim można się wzorować i kto będzie latał nieco lepiej i mądrzej.  I tyle na dziś.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz