Dzisiejszy lot był potrzebny aby wreszcie chwilkę odpocząć i otrząsnąć się z tego całego bajzlu, bo stałem już na krawędzi wytrzymałości. Wiadomo robota jak robota, bywa fajnie, ale czasami potrafi też skutecznie dokopać. Ostatnio kopie i wierzga konkretniej i gdy tyko pojawiła się szansa na luźniejsze popołudnie trzeba było wreszcie pobyć nieco w powietrzu, przewietrzyć nieco umysł i nabrać odpowiedniego dystansu to tego co się wyczynia ostatnio w życiu.
Start bez problemów. Lecę i już wiadomo, czego ostatnio tak brakowało. Pełen relaks i co tam jeszcze się chce. Radocha, wreszcie można odsapnąć i nachapać widoków.
Szybka decyzja o locie do Chełmży pod lekki wiaterek. Może nie w wyścigowym tempie, ale w końcu doleciałem. Tradycyjnych kilka kółek nad domem i pruję dalej w kierunku Łubianki.
Dalsza część lotu równie przyjemna jak początek. Z lekkim bocznym wiatrem dotelepałem się do Łubianki gdzie wykręciłem w drogę powrotną nad łąkę. W międzyczasie nieco zmienił się wiatr i zrobiło się lekko szkwaliście, ale Buran radził sobie doskonale. Poza tym nie chodzi o to, by latać w masełku wokół łąki, a spędzać w powietrzu nieco czasu latając i czerpiąc z tego maksymalnie dużo. A ten lot należał do dokładnie takich przypominających, o tym jakie to jest fajne. Lądowałem z ponad godzinnym nalotem i konkretnie naładowanymi akumulatorami, dokładnie tak, jak powinno być po fajnym udanym locie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz