Nie minęły dwa dni, a udało się polatać z kolejnego lotniska w regionie. Trochę spontanicznie, od niechcenia, trochę z przypadku wybór padł na Aeroklub Pomorski w Toruniu. Jak zawsze było fajnie, znowu kilku dawno nie widzianych znajomych i kilka kolejnych lotów można zapisać w zeszyt.
Do pierwszego lotu startowałem sam i choć brzęczałem jak mucha na skraju lotniska reszta jakoś się nie kwapiła. Wobec tego puściłem się na małą wycieczkę nad toruńskie mosty. Nad nowym mostem drogowym radio zaczęło skrzeczeć głosem jednego z miejscowych pilotów. Szybki reset pamięci i uświadomiłem sobie, że nie rozmawialiśmy dobry rok albo i dłużej. Dziś nie lata, życie i codzienność nie pozwalają. Zawracam pokręcić mu trochę nad głową, niestety pada mi radio i w uszach rozlega się jedynie delikatny hałas silnika.
Trochę kręcę się tu i ówdzie, trochę hałasuję nad Podgórzem, gapię się na rozświetlony żółcią rzepak wręcz pchający się do miasta. W pewnym momencie dolatuje do mnie Michał i latamy chwilę we dwóch. Frajda latać koło tak dobrego pilota, a Jego Reaction wygląda bardzo fajnie na tle miasta. Kręcimy się nad Starówką i powoli wracam nad lotnisko. Startują kolejni i na niebie zaczyna się dziać. Czyli lotnisko działa. Jeszcze trochę niskiego latania i ląduję z lekkim przytupem. GPS pokazuje półtorej godziny - nieźle jest.
Kilka łyków wody, nieco pogaduchów i startuję jeszcze. Tym razem nieco niskiego latania i lądowanie po kilkunastu minutach. Potem jeszcze raz i gdy dobijam do dwóch godzin uznaję, że jak na poniedziałkowe latanie po pracy już mi wystarczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz