wtorek, 13 listopada 2012

wtorkowa nędza....

   Wreszcie prognozy zapowiedziały w miarę dobrą wyżową pogodę, co prawda możliwe zamglenia, jednak z tendencją do zanikania i większych przejaśnień. W firmie wzięty urlop, wczesne wstawanie, opracowany plan na lot w granicach 100 km i niestety jakoś po piętnastej wróciłem z uczuciem jakby ktoś dał po gębie. Całe szczęście Sylwia zrobiła pyszny obiad i mocno poprawił się ten mroczny wtorkowy dzień wyraźnie i jedynie dzięki Jej zaangażowaniu. Bo pogoda mnie przemieliła, przeżuła i wypluła raz na zawsze przypominając, że czasami jest przecież tylko koszmarnie nieprzewidywalną wstrętną wilgotną pogodową breją.


   Niby z rana lekko się przejaśniło i na chwilkę wyszło słońce. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy i wszystko przykrywały grube, szare, ciemne wilgotne chmury. Poskładałem napęd, czekałem i krążyłem po łące wyczekując, aż "toto" się rozejdzie i pojawi się szansa na zrobienie zaplanowanej trasy. Niestety wtorkowa pogoda nie dała najmniejszej szansy i aż dziwne, że nie spuściła mi łomotu jakimś małym deszczem. Może w najbliższe dni coś się uda polatać, bo po dzisiejszym dniu chcę się konkretnie odkuć na tej wtorkowej nędzy pogodowej. A jak pomyślę, że rok temu w połowie listopada królowało piękne słońce to już w ogóle krew mnie zalewa.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz