Choć po urlopie zostały zaledwie wspomnienia, a roboty jest całkiem sporo, to dni kiedy uda się fajnie polatać także się zdarzają. Ostatni weekend pozwolił skutecznie naładować akumulatory. Na specjalną uwagę zasługuje sobotni lot który można określić jako ciągłą zmianę planów i gonitwę po okolicy za wypatrzonym nad miastem żółtym Voxem. Pierwotnie chciałem polecieć na północ, ostatecznie obleciałem Toruń, zahaczyłem o Łubiankę i poszwendałem się tu i tam. No i co najważniejsze udało się spotkać "oko w oko" z pilotem żółtego Voxa, jednak do tej pory nie mam pojęcia kogo tu przyniosło....
poniedziałek, 31 sierpnia 2015
sobota, 29 sierpnia 2015
Bella Skyway Festival 2015 zaliczony
Na cyklicznym toruńskim festiwalu światła bywamy od lat. Taka nasza tradycyjna okazja do pstryknięcia kilku zdjęć i poobserwowaniu tego, co dany artysta akurat miał do powiedzenia. Obserwujemy, podglądamy i oceniamy. Niestety tegoroczna edycja nieco zawiodła i było zdecydowanie słabiej, biedniej i chyba żadna instalacja nie powaliła na kolana. By jednak nie rysować święta światła w zbyt szarych barwach należy też powiedzieć, że to moje subiektywne zdanie i na pewno są ludzie którym tegoroczna edycja podobała się znacznie bardziej od poprzednich. Może to być spowodowane naciskiem na interakcje z publicznością czego było więcej niż w latach ubiegłych i bankowo są ludzie którym to pasuje. ja wolę bardziej monumentalne fajerwerki z większą ilością światła i dźwiękami od których rezonuje wokół. I tyle na dziś, zobaczymy co będzie za rok...
piątek, 28 sierpnia 2015
Of Monsters And Men wpadło w ucho
Kilka tygodni temu zajrzeliśmy na Openera. Było fajnie i od
tej imprezy jakoś nie mogę się uwolnić od słuchania poniższego utworu.
Zabrzmiał, został usłyszany, siedzi wciąż głęboko i trzeba przyznać, że kawałem
dobrej muzy jest.. Dobrego słuchania :
środa, 26 sierpnia 2015
przegląd przed lotem warto robić
Przegląd, kontrolę czy jak tam nazwiemy szereg podstawowych czynności wykonywanych przed każdym lotem warto zrobić zawsze. Ma to niebagatelny wpływ na nasze bezpieczeństwo, kondycję napędu i zdecydowanie zwiększa szanse na dolot w miejsce przeznaczenia. Pozwala to czasami na szybkie wykrycie potencjalnego problemu. Gdy jest drobny łatwo można go usunąć, gorzej gdy spowoduje szereg gorszych problemów w trakcie lotu. Nie warto się ograniczać, nie warto wierzyć kumplom o niezawodności, trzeba znaleźć w sobie odrobinę odporności na pragnienie latania i wszystko porządnie sprawdzić. Oczywiście nikt nie będzie prześwietlał tłoka rentgenem jednak wszystkie podejrzane miejsca powinno się sprawdzić. Szczególnie wszelkie połączenia, śruby, nakrętki, luzy, ewentualne wycieki, pęknięcia, śmigło, manetkę, pasek, uprząż i to wszystko co może zaważyć na locie. Na bezpieczeństwie nie powinno się oszczędzać i chodzić na żadne skróty.
Każdy robi to po swojemu, każdy zwraca uwagę na inne rzeczy, jednak w mojej ocenie lepiej być dokładnym i skrupulatnym, niż wylądować w terenie przygodnym i potem biadolić jaki to nasz napęd jest awaryjny. Wiadomo, zdarzają się konstrukcje nędzne z poważnymi błędami, jednak praktyka uczy, że przynajmniej do niektórych awarii nie doszłoby gdyby użytkownik nieco się przyłożył. Polska rzeczywistość jest taka, że nie ma napędów niezawodnych i czasami latamy na zupełnie amatorskich konstrukcjach robionych przez słabej jakości składaczy dla których miano "serwis" to nieosiągalne wyżyny wiedzy technicznej. Choćby z tego powodu lepiej jest wszystko samodzielnie sprawdzić, niż wierzyć, że tym razem się uda. Prawda jest taka, że albo się uda albo nie. Pal licho jak skończy się na lądowaniu w polu, gorzej gdy straty są poważne lub co gorsze komuś stanie się krzywda.
Oczywiście są też dobre niezawodne napędy wykonane przez prawdziwych fachowców. Jednak trzeba otwarcie powiedzieć, że i w takim napędzie coś może się stać. Wystarczy jakiś drobiazg który zawsze się ma prawo zdarzyć. Tyle w dzisiejszym wpisie, na samym końcu zdjęcie jak potrafi pękać świetnej jakości dren paliwowy. Wychwycone właśnie podczas kontroli naziemnej...
sobota, 22 sierpnia 2015
EPIN po raz kolejny
Spręż na latanie w ostatnich dniach jest konkretny, jedynie pogoda coś zaczyna szwankować i nie zawsze oferuje lotne popołudnie. Z tej prostej przyczyny dziś budzik zaczął hałasować już koło czwartej, by o jakiejś przyzwoitej porze móc pojawić się w inowrocławskim aeroklubie. Na miejscu trochę gadaniny i pierwszy start nieco po siódmej. Konkretne wahadło i niesmak wobec takiej popeliny. W efekcie nieco krążenia i lądowanie by wystartować jeszcze raz jak człowiek. Drugi start dokładnie taki jak chciałem i nie było się co wstydzić. Trymery na full i gonie jednego z miejscowych kumpli. Plan jest prosty - obszerny krąg wokół miasta, a potem się zobaczy. Paliwa jest dużo, warunki doskonałe więc mielimy powietrze ciesząc się lataniem.
Po oblocie miasta lecę dalej sam. Pojawił się słabawy wiaterek i ostatecznie pruję na wschód pogapić się na okolicę lotniska w Latkowie. Gdy docieram nad Parchanki (??) nazwa ta tak mnie urzeka, że postanawiam przyjąć ją za punkt zwrotny i zawrócić akurat tu. Zaglądając "tu i tam" wracam powoli nad lotnisko i ląduję kilka minut po dziewiątej uchachany jak rzadko. Do tego chłonę ile wlezie doskonałą atmosferę tego lotniska i frajdę ze spotkania z innymi pilotami. Tu zawsze można się naładować....
piątek, 21 sierpnia 2015
Wieczorowo…
Jadąc dziś na łąkę nie wiedziałem czy będę latał. Prognozy
wieszczyły trzy do czterech metrów z porywami i wzrostem siły wiatru jeszcze
przed wieczorem. Coś zrobić jednak z wolnym popołudniem trzeba było zwłaszcza
w obliczu konkretnej chęci na przewietrzenie klamotów. Sam wyjazd na łąkę jednak bez zbędnej napinki. Gdyby było nieco zbyt wietrznie to pohulam nieco na kołach bawiąc się trajką, a jak się da polatać to puszczę się w godzinną trasę po
okolicy. Jak to zazwyczaj bywa szczęście sprzyja o ile się tylko jest we
właściwym miejscu we właściwym czasie. Latanie było i to całkiem fajne.
Przyjechałem, wypakowałem, chwilkę trzeba było poczekać i
można było polecieć. Sam lot w warunkach przypominających bardziej jesień niż
pełnię lata, u góry nieco ciemnych chmur które ostatecznie się rozeszły, a pod kołami coraz więcej zaoranych
pól, przypominających, że żniwa powoli odchodzą do przeszłości.
Cały lot bez większych wodotrysków - wycieczka kawałek za
A1, nieco kręcenia w kierunku Kowalewa i powrót z wiatrem nad łąkę. Lądowanie,
składanie klamotów i piękny zachód słońca w chwili wyjazdu…..
wtorek, 18 sierpnia 2015
będą wiatraki #3
Dziś na blogu kolejna paczka zdjęć z budowy fundamentów pod kolejne
wiatraki w okolicy. Jeśli tempo się utrzyma krajobraz będą zdobić kolejne siłownie....
poniedziałek, 17 sierpnia 2015
gdy upał to..?
Lato nie odpuszcza fundując kolejne dni z wysoką temperaturą. Kto ma pod nosem jezioro nie ma aż tak źle, może popływać swobodnie lub napędowo. Zupełnie jak z paralotniarstwem, ha :)
niedziela, 16 sierpnia 2015
dlaczego kurs ??
W największym skrócie dzisiejszy wpis to tekst nadesłany przez jednego z latających znajomych. Wrzucam zatem w oryginalnej pisowni...Dobrego czytania :
Latam od 2009 roku, chociaż fascynacja ptakami, samolotami i wszystkim,
co unosi się w powietrzu była ze mną od dziecka.
Dlaczego Kurs?
Na początku
napiszę, że jestem dość świeżym pilotem i też latałem kiedyś „po partyzancku”
Ale, ale...
Gdy tylko dowiedziałem się o paralotniach, zacząłem gromadzić
literaturę na ten temat, niestety ograniczoną do praktycznie kliku pozycji
książkowych i pojedynczych artykułów w czasopismach lotniczych, to był rok 1998
a będąc jeszcze uczniem, mając ograniczone możliwości wyjazdowo - finansowe,
jak też po prostu z niewiedzy jak zacząć, porzuciłem temat praktyki... aż do
rzeczonego 2009 roku, kiedy to spotkałem w okolicy wiślanych wałów „prawdziwych”
paralotniarzy.
Dlaczego
napisałem ten wstęp? Dlatego, że jak sądzę większość zwykłych, prostych ludzi z
nizin, nie mających kontaktu z szerszym środowiskiem lotniczym/paralotniowym,
tak właśnie zaczyna. Spotyka kogoś z tego środowiska, po czym ten ktoś albo
wysyła na kurs, albo chcąc zainteresować nowego adepta sportem, pokazuje mu
pierwsze tajniki. Tak właśnie było ze mną, pierwsze loty na używanym sprzęcie
robiłem z małych górek w okolicy, ucząc się na własnych i kolegów
„instruktorów” błędach. Nie zdawałem sobie sprawy co może mi grozić, bo de
facto nic strasznego się nie działo. Koledzy paralotniarze zresztą nie
pozwalali mi na eksperymenty w trudnych warunkach.
Jednak mi
osobiście w pewnym momencie takiego latania zaczęło czegoś brakować, czułem, że
chciałbym poznać więcej, a wiedzę którą mogłem czerpać od bardziej
doświadczonych kolegów już wyczerpałem, oni nic nowego nie mogli, albo nie
chcieli powiedzieć. Wiedziałem już, a właściwie wiedzieliśmy, bo w międzyczasie
wciągnął się jeszcze jeden kolega, że istnieją takie miejsca jak Nowe nad Wisłą
czy Borsk i to całkiem niedaleko od nas, że tam latają, ale nie mogliśmy tam
pojechać z wiadomych względów - nie mieliśmy żadnych uprawnień. To co że
umieliśmy alpejkę lepiej niż niejeden kursant po egzaminie, jednak w pewnym
momencie świadomość partyzantki i ciągła niepewność zaczęły nam przeszkadzać.
Nie
zrozumcie mnie źle, bardzo dużo się na początku nauczyłem, jestem wdzięczny, że
mogłem zapoznać się ze „szmatą” w gronie ludzi, którzy to kochają i nie boją
się podzielić z innymi pasją, zrobiłem krok na przód, ale okazało się, że do
dalszego rozwoju należy usystematyzować, poszerzyć tę wiedzę i zdobyć niezbędne
uprawnienia. To są rzeczy które może wydają się błahe, może się wydawać, że
skoro wiem jak się ciągnie za sterówki i umiem chodzić ze skrzydłem nad głową
wkoło przez 3 godziny to że już umiem; Tak umiem ale mogę umieć więcej, mogę
poznać nowych ludzi, latać w nowych miejscach, w innych warunkach, może zostać
pilotem tandemu, instruktorem? Poznawanie środowiska pilotów- zawodników, czy
po prostu ludzi o których się w tym sporcie mówi daje niesamowitą frajdę i
„kopa” do dalszego rozwoju. Nawet jeden dzień latania z takimi ludźmi uczy
więcej niż rok z kolegami z łąki, którzy latają „wkoło komina”.
Zapomniałem w tym wszystkim dodać, co
dał mi kurs, gdy wybrałem się na niego po roku latania z małej górki. Dał mi
konkretną wiedzę, sprawdził i poszerzył moje umiejętności a przede wszystkim
oduczył błędów, nie mówiąc już o tym, że lataliśmy na kursie u ludzi, którzy
mogli nam z własnej praktyki przekazać o wiele, wiele więcej niż kolega na
górce. Było warto.
Napiszę
jeszcze z innej perspektywy. W moim małym miasteczku na Pomorzu przybywa
entuzjastów paralotniarstwa, w ciągu ostatnich dwóch lat to są 3-4 osoby. My,
osoby po kursie sami na początku próbowaliśmy ich wdrażać w tajniki, bo bardzo
tego chcieli, naśladowali nas podpatrując i nie było problemu, dopóki robili
wszystko jak należy... Problem się zaczął, gdy zaczęli snuć własne teorie na
temat latania, stref, aerodynamiki i mnóstwa innych rzeczy, przy tym mówiąc, że
po co kurs skoro to „tylko” papier a oni już „wszystko” wiedzą.
Zgadzam się, że kurs to dopiero
początek, papier, kwit od którego wszystko się zaczyna, ale daje on nowe bardzo
szerokie możliwości i dopiero otwiera drogę tam, gdzie żaden „pagórkowy latacz”
nie dotrze, bo zwyczajnie nie będzie mógł.
on tour #3
By nie było zbyt jednostronnie w kolejnym urlopowym okresie przeznaczonym na wypoczynek trzeba było obrać kierunek przeciwny. W wielkim
skrócie Orłowo i zatokowy Bałtyk dają kopa na kolejne upalne dni.
Można
doładować akumulator, chwilkę odpocząć i zażyć co nieco relaksu…Jedyna wtopa to
koszmarne korki na obwodnicy z powodu jakiejś rozwalonej ciężarówki, cóż,
żółwie tempo i świadomość że zwykłe ślimaki winniczki mogą nas wyprzedzić może
nieco stresować, jednak trzeba szczerze przyznać, że warto było nieco zmienić otoczenie i pobyć tam, gdzie nas jeszcze nie było....
sobota, 15 sierpnia 2015
zaprotezowani też latają...
Czasami bywa, że nawet strata nogi nie stanowi przeszkody, dobrego oglądania :
wtorek, 11 sierpnia 2015
i znów w powietrzu...
Urlop trwa, latanie także się zdarza. Może nie tyle ile bym chciał, ale ważne że od czasu do czasu można nieco się schłodzić powietrzem. Z racji upałów obowiązkowe krótkie spodenki, jakaś sportowa koszulka i zimne napoje na pokładzie.
Tym razem start na Solo z nóg, oczywiście z Nucleonem nad głową i frajda, że z tym silnikiem notuję wznoszenie półtora metra na odpuszczonych trymerach.
Lądowanie z bananowym uśmiechem jak zawsze gdy można trochę się podładować w locie......
piątek, 7 sierpnia 2015
on tour #2
Jest wściekle gorąco, gdy ma się jednak nieco wody tuż pod nosem można jakoś wytrzymać. Urlopujemy dalej....
środa, 5 sierpnia 2015
on tour #1
Urlop fajna sprawa. Można zerwać się ze smyczy codzienności, zerwać z rutyną i pobyć gdzieś, gdzie nas jeszcze nie było. A jak jest pod ręką dobry klimatyzowany hotel, fajna sympatyczna pogoda i nieco dobrego humoru to można całkiem dobrze odsapnąć od wszystkiego co tak czasami męczy, uwiera i drażni. Wrocław jako punkt rozpoczęcia też daje radę, oczywiście ma kilka niedostatków, jednak jako całość może całkiem miło zaskoczyć..
Subskrybuj:
Posty (Atom)