Dzień pogodowo był bardzo podobny do minionej niedzieli. Wilgotny, zamglony ze słabawym wiatrem i całkiem dobrą prognozą zmuszającą do optymizmu wraz z kolejnymi godzinami. Melduję się zatem na łące, rozkładam klamoty i wreszcie startuję. Jest mgliście, wilgotno i ogólnie nieciekawie. Ale w końcu lecę i to się liczy. A mgłę olewam zupełnie, nie jest tak źle jak się wydaje i jak mówią prognozy w końcu ma się przejaśniać.
Zgodnie z planem lotu pruję pod wiatr kosiacząc, co jakiś czas przeskakując druty, drzewa i inne takie naziemne przeszkody. Teren znany, w końcu to najbliższe podwórko, więc wiadomo dokładnie gdzie co jest. Dopiero w okolicy Głuchowa i tamtejszych wiatraków wchodzę w zakres 50-100 metrów. I właściwie w tym samym rejonie pogoda diametralnie się zmienia. Wiatraki znikają jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a wokół wyraźnie czuć wilgoć włażącą w każdy zakamarek. Lecę jeszcze kawałek schodząc niżej ale tam jest tak samo.
Wylądowałem w ostatniej chwili. Gdy Buran wylądował w aucie po szybie zaczęło lekko kropić mżawką dokładnie taką samą, jak kilka dni wcześniej. Rękaw, który zwinąłem na końcu zmókł zupełnie i miast wesoło furczeć na wietrze przypominał raczej zmokłą starą ścierę. Jesień wygrała znów i z całego planu powisiałem jedynie pół godziny. Dobre i to.....
Buran na cześć radzieckiego wahadłowca, czy to nazwa konkretnego modelu? Są jakieś obwarowania odnośnie takich warunków meteo, np. powyżej X % wilgotności nie latamy? Mimo mgły widoki i tak robią wrażenie, chyba nigdy się nie napatrzę ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń