Choć "oficjalnie" mamy prawo latać 30 minut przed wschodem i 30 minut po zachodzie słońca to latać w nocy także można. Trzeba jedynie spełnić kilka warunków i dobrze się do tego przygotować.
Wczorajszy wieczór to pierwszy trening do takiego sposobu latania. Pewnie trzeba będzie więcej ćwiczyć, bo start, lądowanie i lądowanie w ciemności wymaga maksymalnego skupienia, odpowiedniego czucia glajta i dobrej techniki. W każdym razie duże chęci, jesienny równy laminarny wiaterek i obszerna łąka w Pływaczewie są idealny, by zacząć i ćwiczyć ile wlezie.
Plan zakładał start w ciemności rozświetlonej przez kilka samochodów, krótki lot po okolicy dla zapoznania się ze specyfiką ciemnego nieba i lądowanie w miejscu startu. Na łące zameldowałem się równo z zachodem słońca, zbyt późno, by sensownie się przygotować i polatać o zmroku. Kumple jednak byli tam wcześniej i akurat startowali do krótkiego lotu przed właściwym wieczorowym pyrkaniem.
Polatali, pohałasowali, wylądowali i prócz zmarzniętych rąk wszystko było cacy. Potem rozstawianie samochodów, każdy na światłach drogowych, oszacowanie kierunku startu, przygotowanie i zapalenie wszelkich możliwych lampek, stroboskopów i innych latarek, dobre rozłożenie skrzydeł i starty.
Wyszło wyśmienicie. Tak jak godzinę wcześniej pohałasowali, popyrkali, by po jakimś czasie wylądować. Znów wszystko bez problemów i można przyjąć, że pierwsze porządne wieczorowe latanie zostało zaliczone. Na piątkę z plusem ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz