Dziś wypadło latanie z rzadko
wykorzystywanej przez ostatnie lata łąki. Niestety te
wykorzystywane „na co dzień” są kosmicznie zarośnięte i w
okolicy została właściwie ta jedna jedyna. Niby wszystko z nią w porządku, jednak jakoś niespecjalnie mi pasuje. Jak to bywa w takich
miejscach wciśniętych między polami momentalnie po przyjeździe na łące pojawia się publika
reprezentowana przez dzieciarnie z okolicznych gospodarstw. Niestety, chyba wymagający największego skupienia proces przygotowywania
sprzętu w takim wypadku zostaje mocno zakłócony odpowiadaniem na
czasem dziwaczne pytania lub odganianiem dzieciarni od grzejącego
się napędu. Wiem, dzieci to przecież nic złego, jednak chyba
większość z nas skrywa gdzieś tam głęboko obawę o ich
bezpieczeństwo. Zwłaszcza w miejscach w których pojawiam się zaledwie kilka razy w roku.
Niemniej, miałem towarzystwo i jak
sądzę z tego powodu zabrakło nieco skupienia przy starcie. Dwa
razy wtopa co kładę na karb rozkojarzenia, bo gdy dzieciarnia
pobiegła na mecz w tv od razu wszystko pięknie wyszło. Nucleon
wskoczył nad głowę, gaz i byłem w powietrzu. Prosto, łatwo i
konkretnie. Lot wyliczony na dwie godziny i trójkąt po najbliższej
okolicy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz