Od jakiegoś czasu CMAX na którym latam coraz wyraźniej
domagał się uwagi. Zasadnicze to były same drobiazgi, jednak upierdliwe i
męczące. Najbardziej niepokojące z nich to pojawiający się czasami wyciek z okolic
wałka wyważającego oraz wyraźne problemy z uruchomieniem zimnego silnika. Do
tego wyraźna chęć gaśnięcia na wolnych obrotach.
Coś go bolało i nie było
innej opcji, jak wziąć napęd na warsztat, by porządnie wszystko sprawdzić, Nie
od dziś wiadomo, by bezpiecznie latać trzeba o napęd dbać i reagować na
każdy nawet największy drobiazg. Być może dzięki takiemu podejściu nie musiałem
jeszcze lądować przygodnie. Poza tym od jakiegoś czasu przy napędzie nie było
nic robione, więc czas na prace warsztatowe był najwyższy. Na początek sprawa
wycieku – zupełny drobiazg, przyczyną była jedna ze śrub. Wystarczyło ją dobrze
skręcić i zabezpieczyć klejem do gwintów. Oczywiście obowiązkowa kontrola
wszystkich innych, tak dla świętego spokoju i pewności. W kwestii odpalania i
kiepskiej pracy na wolnych obrotów najbardziej podejrzany był gaźnik, ale jak
już się grzebie to nie zaszkodzi przy okazji wymienić kilku podstawowych
rzeczy. Oczywiście nowe przewody paliwa, filtry, dogłębna kontrola
tłumika szmerów ssania, membrany w gaźniku itd. itp. Na sam koniec regulacja z
ustawień fabrycznych i napęd znów odpala od pierwszego szarpnięcia, chodzi
wyraźnie równiej i co najważniejsze, zniknęła tendencja do gaśnięcia na wolnych
obrotach.
Warsztatowym finałem było postawienie go na hamowni i (w
końcu) pomiar siły ciągu. Przy 7800 obrotach wyszło blisko siedemdziesiąt kilo co jest wynikiem
przyzwoitym. Można by wycisnąć z niego nieco więcej, ale to co jest w zupełności
mi wystarcza. Niemniej, wystarczyło kilka godzin, trochę pracy i CMax znów
chodzi jak złoto…..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz