Latania nie było od jakiegoś czasu, pogoda też nieszczególna, więc nie ma co się dziwić, że człowiek bywa zmęczony siedzeniem w domu. Latać mi się chce po prostu i chyba z tego powodu jeszcze bardziej ciśnie do zajęcia się czymś, co choć odrobinę człowieka odciągnie od myśli o rześkim wietrze przy starcie. Nuda taka....
By od tego uciec, wczoraj wybraliśmy się w wypad do Torunia, by zaliczyć dawno już odkładany obiad "u meksykanina", połazić trochę po mieście i wpaść do kilku sklepów. Średnio to wszystko wyszło. Nadzwyczaj gwarna toruńska Starówka pozwoliła przemarznąć do kości, do tego Meksykanina nie odnaleźliśmy. W efekcie trzeba było zarzucić rybę w panierce ze stertą frytek. W kilka godzin śmigania po Toruniu udało się jednak załatwić kilka rzeczy i nie myśleć o wspomnianym wcześniej głodzie latania. No i pomimo zimna, wiatru i meksykańskiej porażki spędziliśmy fajny wspólny dzionek. Taki nasz aktywny niedzielny wyprawowy dzień......
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz