Co tu dużo pisać....? Jakoś tak mi sie nie chce smarować dokładnie co i jak, gdzie, na co i po co. Więc będzie w wielkim skrócie.
Fakty są takie, że wreszcie się odkułem za te ostatnie dni i w końcu nieco polatałem. Trochę szkoda, że urlop wybitnie nie sprzyjał tym moim paralotniowym fanaberiom, jednak dobre jest to, że z blisko czterech tygodni odpoczywania chociaż jedno popołudnie udało się spędzić w powietrzu. Nie ma sensu pisać co i jak, bo wszyscy wiedzą jak nędzna pogoda ostatnio była. Do tego kilka różnych innych rzeczy sprawiało, że nawet w te dni kiedy można "by było" ja byłem uziemiony. Trudno tak bywa.
Wracając do tematu - w niedzielne popołudnie zapakowałem klamoty i ruszyłem na spotkanie z lotniczą przygodą. Strużal ładnie zadziałał - lekki dwumetrowy południowy wiaterek pozwolił lekko i sprawnie wystartować i byłem w powietrzu. W końcu, wreszcie i w ogóle.....
Pokręciłem się nieco nad Chełmża i okolicami, powłóczyłem się nad jeziorem i po prawie dwóch godzinach lądowałem. Widoki cudne, warunki może nie idealne, jednak na tyle dobre, by było bardzo bardzo fajnie. I to właściwie wszystko w tym wpisie....
No może jeszcze jedno - uwielbiam latać i cholernie się cieszę, ze mogłem w końcu "tam" wrócić. W końcu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz