poniedziałek, 9 maja 2011
Łikend naziemny....
Minął weekend podczas którego udało się wyskoczyć na łąkę i pobawić z Actionem na ziemi. Pogoda poprawiła się na tyle, że były to chyba wymarzone warunki do biegania z glajtem. W niedzielę wczesnym popołudniem zapakowałem uprząż, skrzydełko, flaszkę wody i pojechałem na "małą łąkę" na Strużal. Super fajnie było wreszcie się przewietrzyć i trochę poćwiczyć. Zgodnie z maksymą "im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju" wylewałem z siebie całe litry tak, by potem wszystko ładnie szło. Wiatr nie był specjalnie silny (ok 4-5 metrów) ale wiał od strony drzew więc ćwiczyłem w "rotorach". Ktoś tam by się postukał w czoło na takie warunki ale dla mnie to lepiej. W końcu im trudniej tym więcej się człowiek uczy. Wytrzymałem tak biegając po łące dobre trzy godziny i kompletnie mokry od potu wróciłem do domu. Wymęczony ale zadowolony z tego, że wreszcie trochę udało się poruszać i pomimo braku latania coś tam się udało wykrzesać z pogody. I o to chodzi - gdy się chce dobrze latać trzeba pamiętać by jak najwięcej ćwiczyć. Nie tylko w głowie ale także na ziemi. Ja poćwiczyłem i nie mogę się doczekać, by znów poszaleć na łące :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz