Po konkretnych działaniach porannych (pyszne zrobione łapkami Sosny śniadanie, spacer z Wirusem i wizyta na poczcie) zapakowałem sprzęt i wyruszyłem. Pogoda całkiem fajna - wiatr ok 2 metrów, zamglenia z przebijającym się słońcem więc nie było co się zastanawiać. Rozłożyłem cały majdan, rozgrzałem napęd, przymocowałem aparaty (testowanie mocowania kamery/aparatu na kasku i drugi aparat w rękach), zameldowałem Sośnie o starcie i odpaliłem.
Sam start bez problemów, pomimo kilku nierówności i wertepów skrzydło ładnie mnie zabrało i byłem w powietrzu. Krótki krąg nad startem by wszystko sprawdzić, wygodnie się rozsiąść, sprawdzić czy wszystko działa jak należy i poleciałem "do domu".
Choć jak teraz o tym myślę to chodziło o to, by po trzech tygodniach na ziemi poczuć jak to jest w powietrzu. Nie "gdzieś dolecieć" a "po prostu polatać".....No i trochę obawiałem się by ten wiatr z którym tak fajnie się leci, nie spowodował czasami, że w drodze powrotnej będę stał w miejscu. Wiatr nawet słabł więc wszystko było cacy. Poleciałem nad cukrownię, wróciłem nad Sosnę pstryknąć Jej kilka fotek i poleciałem nad Strużal, gdzie na "niskiej" poleciałem wzdłuż jeziora. W powietrzu pomimo temperatury i lekkiej mgły było cudownie - czułem się komfortowo, dobrze i jedno czego mi brakowało, to Sosny - tak, by mogła ze mną dzielić to wszystko, co oferuje latanie z napędem. Choć pewnie by zmarzła....
Nad Strużalem skrystalizował się pomysł na lot do Kuczwał, zobaczyć co tam u sąsiadów z Mikrolotu. Może też będą latać ? Pogoda przecież fajna, aż tak zimno nie jest, wiatr też raczej słaby więc może ktoś tam odpali.....Niestety chyba są mocno uziemieni - motolotni nie było,zaś jeden z ich "ULMów" stał na łące skutej lodem, który pokrywał część ich terenu.
Zrobiłem kilka kręgów, latać się chciało więc pojawił się pomysł lotu do Grzywny. Tak też zrobiłem, popstrykałem tam kilka zdjęć. Kilka kręgów, kilka zakrętów, kilka minut i zasuwałem dalej...
Teraz poleciałem do Chełmży. Zrobić Sośnie kolejny, trzeci już tego dnia nalot. Znowu pomachaliśmy do siebie, popykaliśmy zdjęcia, powysyłaliśmy buziaki i poleciałem by wylądować na Strużalu. Trochę już zacząłem marznąć - zwłaszcza w ręce. Ubrałem "zwykłe" rękawiczki Polednika tak, by mieć swobodę ruchów przy robieniu zdjęć. Ten lot z założenia był testem dwóch rzeczy - jedna to mocowanie aparatu, który kręcił film na kasku, a druga to robienie zdjęć "z ręki" aparatem, który był ze mną pierwszy raz w powietrzu. Ten w rękach był niestety mniej poręczny od tego, który woziłem wcześniej, no chyba, że muszę się przyzwyczaić......Ale zdjęcia robi :)
W każdym razie poleciałem wylądować, nad łąką zrobiłem krąg, wylądowałem i dopiero, gdy byłem na ziemi poczułem, jak bardzo zmarzła mi prawa ręka. Krótko Sośnie zameldowałem przez radio, że zadzwonię za kilka minut - najpierw muszę uruchomić dłoń która piekła, bolała i w ogóle była nie teges. Zmarzła i z moich ust mogłem wydawać tylko "au", "aj", "ty cholero" itd......
Po dobrej chwili udało się nieszczęsną dłoń uruchomić. Pomogło robienie pajacyków i truchtanie w miejscu. Dobrze, że łąka jest w oddaleniu od siedzib ludzkich, bo z boku to musiało wyglądać pewnie dziwnie - facio w kombinezonie, kasku, skaczący w miejscu, robiący pajacyki kwiczący co chwilę "au i aj" hihi....
Zameldowałem Sośnie co i jak, złożyłem cały majdan, zapakowałem się do auta i wróciłem do domu z uczuciem spełnienia, radości i pełni szczęścia - bo czy czegoś mi brakuje ? NIEEEEEEE
A popołudniu wybraliśmy się do Bydgoszczy spotkać się z Piotrem Cw., odebrać nowy kombinezon (tym razem niebieski), wypić paraherbatę, pogadać i po prostu miło spędzić czas. Tym bardziej, że potem pojechaliśmy na parazakupy. Idzie zima więc trzeba było poinwestować w sprzęt "zimowy". W końcu wróciliśmy do domu. Spacer z Wirkiem i do łóżka. Tak skończył się jeden z najbardziej udanych ostatnich jesiennych dni. Właściwie ostatni jesienny dzień - w niedzielę spadł śnieg. Więc teraz to już zima pełną gębą.......
Jak dalsza przygoda z lataniem? ;)
OdpowiedzUsuń