Od kilku dni wiadomo było, że nadchodzący weekend będzie można zaliczyć do tych mega, super, hiper i co tam jeszcze ślina na język przyniesie.
Wczorajszy dzień to pierwsze w pełni udane wiosenne termiczne latanie ze stabilnymi kominami po 2, 3,a niekiedy nawet 4 metry. Do tego piękne słońce, wiaterek idealny do alpejki i kolejne godziny w dzienniku pilota.
Pierwszy start krótko po czternastej i dobre pół godziny wykręcania przechodzących kominów. Buran spisywał się jak zawsze wyśmienicie i pozwalał na wznoszenie bez żadnych kłopotów. Po prostu nie przeszkadza i gdy tylko trafi na kogoś, kto nie obawia się nieco termicznych warunków swoją nośnością i bezpieczeństwem pozwala na całkiem fajną zabawę z powietrzem pracującym aż miło. Takie przyjemne wiosenne warunki, gdy słońce świeci coraz mocniej, temperatura nie jest już arktyczna i czuć w kościach wyraźny odwrót zimy.
Lądowanie po godzince zabawy nad łąką bez żadnych problemów i właściwie po chwili, nawet bez wypinania się kolejny start. Trochę kręcenia nad łąką w oczekiwaniu na znajomego z którym tego dnia mieliśmy razem gdzieś dalej śmignąć.
Ostatecznie na wycieczkę poleciałem sam w kierunku Chełmży. Z wiatrem doleciałem "ino myk", trochę pohałasowałem nad miastem i na speedzie wróciłem nad łąkę. Pod wiatr nie było tak kolorowo, ale od czego ma się bele pod nogami ? Choć się wlokłem to jednak speed pozwolił lecieć, a nie balonować jak zapewne byłoby, gdybym owego cudownego wynalazku nie posiadał.
Nad łąkę wróciłem po dobrej godzinie, lądowanie, pogaduchy i pakowanie klamotów. Tomek podczas mojej nieobecności oblatał okolice, więc dzionek był udany do kwadratu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz