wtorek, 6 stycznia 2015

prawie jak wiosna...

   Od ostatniego latania minęło zaledwie kilka dni a pogoda zmieniła się diametralnie. Warunki stały się wielce komfortowe, temperatura lekko poniżej zera, brak śniegu i błękitne, bezchmurne niebo pełne słońca. Do tego wolne z roboty, więc można było polatać do woli, ile tylko się chciało. Słowem pogoda taka, że brać, korzystać i latać do oporu….
   No i było wyśmienicie. Jeszcze przed startem centralnie nad głową przedefilowały trzy motolotnie i wiadomym się stało, że tak ładny dzień nie tylko ja postanowiłem spędzić w powietrzu.
   Odpaliłem nieco po jedenastej licząc na możliwe zimowe atrakcje od rozgrzanych słońcem dachów i innych pół ale nic z tych rzeczy nie było mi dane trafić. Pogoda wręcz luksusowa i gdyby nie temperatura można by pomyśleć, że wiosna stała się faktem. Sam lot to spokojna wycieczka po okolicy, którą zacząłem od obowiązkowego meldunku nad domem. Potem nieco hałasu nad sąsiadami z Mikrolotu gdzie przysiadły trzy motolotnie widziane wcześniej, zaproszenie do lądowania i dalsza wycieczka kosiakiem nad polami.


 
 
   W końcu tradycyjnie (chyba już?) A1 i kilkanaście kilometrów szwendaniny wzdłuż pustawej drogi, potem powtórka z kosiaczenia nad polami, meldunek nad domem i nieco wariacji przed lądowaniem dla rozgrzania powoli marznących rąk. Na sam koniec lądowanie w „punkt”, składanie klamotów i gorąca herbata z cytryną wdzierająca się ostatnio przebojem na startowisko…..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz