wtorek, 26 lipca 2016

kolejny egzamin zaliczony...

  W lataniu tak jak w życiu, powinno się wciąż iść do przodu. Nie ma sensu spoczywać na laurach i wierzyć, że wszystko już się potrafi. Kto tak myśli jest skończony i nie ma szans być coraz lepszym. 
   Z moim lataniem jest tak samo. Każdy lot może przynieść coś więcej i z każdej chwili warto wyciągnąć jakąś naukę, by po jakimś czasie przekuć to w realne umiejętności. Co jakiś czas wypada to zweryfikować pod okiem bardziej doświadczonych kolegów i odbębnić jakiś egzamin, by móc wpisać w papiery kolejny szczebel w lotniczej karierze. 
   I właśnie z takimi myślami w poniedziałek pędziłem w okolice Kutna, by w Łękach Kościelnych odfajkować egzamin.
   Ale od początku – jakiś czas temu znajomi donieśli, że gdybym chciał zrobić kolejny egzamin mogę wpaść do Łęków (Łęk??), gdzie znajomy instruktor ze szkoły paralotniowej Cloudbase organizuje egzamin. Szybka decyzja, odpowiednie daniny na rzecz ULCu, rezerwacja wolnego z roboty i czekam na „ten właściwy poniedziałek”.
   Im termin bliższy, tym bardziej niepewne miejsce egzaminu, na trzy dni „przed” zapada decyzja o możliwej zmianie miejsca na Inowrocław. Jeśli dojdzie do skutku to wręcz wymarzona sytuacja – zamiast jakiejś łąki gdzieś tam hen między polami byłoby do dyspozycji jedno z najlepiej funkcjonujących lotnisk aeroklubowych w okolicy. Byłoby genialnie.Ostatecznie decyzja zapadła, Inowrocław zaklepany i to tam ma być egzamin.. Idealnie i bardzo pasownie. 
   Niestety w życiu nie zawsze jest kolorowo. Ostateczna decyzja zostaje jednak zmieniona i pojawia się kolejna ostateczna decyzja o lokalizacji w Łękach. Taka kołomyja i ciągła zmiana planów związana jest z dosyć niepewnymi prognozami z których wynika że poniedziałkowy warun charakterem będzie nieznośny, burzowy, niestały i ogólnie nie wiadomo jaki.
   Jadę zatem do tych całych Łęków  (Łęk?) i podświadomie spodziewam się jeszcze kolejnego telefonu o kolejnej zmianie. Takowa jednak nie następuje i w końcu jestem na miejscu - bazie szkoły Falco Marcina Sokoła.
   Ludzi pragnących przystąpić do egzaminu dotarło dosyć sporo, większość to początkujący i chyba jedyny z całej grupy nie muszę zdawać teorii. Fajno. Jedyne co mnie drażni to nieznośny upał i skwar nieuchronnie zwiastujący opady. Prognozy zresztą nie zostawiają innej możliwości – zapowiedziane są burze, więc duchota jest w taki dzień czymś normalnym. Pytanie zasadnicze, które się pojawia to kiedy, czy w ogóle i czy uda się zrobić plan na egzaminowanie?
   Gdzieś koło drugiej cała ekipa kawalkadą aut rusza do pobliskiej knajpy na obiad i teorię. Ja nie musze nic pisać więc po zbiórce potrzebnych dokumentów wcinam obiad. Poza tym nuda do kwadratu.
   Oczywiście też w tym miejscu obowiązkowa zbiórka kasy za możliwość latania w łękach. Ciekawostka tego dnia jest taka, że napędziarze z własnym sprzętem musza wybulić dokładnie tyle samo co swobodni latający za wyciągarką. Gdzie tu logika nie mam pojęcia, bo wykonanie lotu na własnym sprzęcie z własnym paliwem kosztuje tyle samo co wynajęcie wyciągarki, opłacenie wyciągarkowego itd. Ale nieważne, opłata to opłata, jest znana wcześniej i to normalka przy tego rodzaju egzaminach, że prócz wszystkich wymaganych prawem opłatach za egzamin miejscowi zbierają kasę za korzystanie z lotniska,łąki itd. itp.
   Wracając do obiadu i nudy, w wielkim skrócie Bedlno nie należy do najszczególniejszych miejsc na ziemi, a sam Bar Ułański zdecydowanie bryluje w liście miejsc wartych obejrzenia przez fanów lokali żywcem wyjętych z filmów Barei. Zaledwie przyzwoity i przesolony obiad plus najgorsza kawa od dobrych kilku lat, bufetowa żywcem wycięta z przewodnika po upiorach komunizmu (dokładnie tak), jakieś bibeloty narodowo powstańczo szlachecko cepeliackie, nieco kurzu i ceny wyższe niż w centrum Torunia. Jednak by nie było tak czarno, są także plusy - klima działa i można zapłacić kartą wiec światowe nowinki jakoś tam zawitały.
   Popołudniowe niebo nie zostawiło złudzeń - będzie burza, deszcz i jakaś konkretna ulewa. Niestety latanie w tym momencie stanęło pod wielkim znakiem zapytania. Małe oberwanie chmury trwało dobre czterdzieści minut i ostatecznie stanęło na tym, że najpierw poholują się swobodni, a po nich w powietrze pójdą napędy. Zatem latanie będzie, hurra.
   Niestety, by można było polecieć trzeba było uzbroić się w ogromną cierpliwość i czekać do wieczora bo tak naprawdę dopiero wtedy dostaliśmy możliwość przygotowania sprzętu oraz pokazania, że cokolwiek potrafimy. Do późna swoje heroiczne zloty z krótkiego holu robili swobodni, a nam nawet nie dane było rozłożyć napędów i przygotować sprzętu. Kazali czekać to czekamy, choć energia wręcz roznosi. Oczywiście gdy już można było robiliśmy to na dziko w szarówce schyłku dnia, wilgoci zmieniającej się w mgłę, ostatnich promieniach zachodzącego słońca i presji czasu, która jak wiadomo bywa zabójcza.
   Nikomu jednak nic się nie stało i prócz kilku nieudanych startów wszystkie loty były cacy. Mój trwał całe cztery minuty i przyznam szczerze, gdyby nie konieczność pokazania co potrafię, w życiu nie wyciągnąłbym nawet skrzydła o takiej porze. Zbyt późno, zbyt wilgotno, zbyt szaro i dla zbyt krótkiego lotu. Egzamin jednak to egzamin, trzeba to trzeba i nie warto teraz marudzić. Zgrzytam jedynie zębami na fakt iż w Inowrocławiu nie padało a latać można było z fajnego aeroklubowego lotniska ze świetną infrastrukturą, gdzie każdy miałby masę miejsca i czasu na ogarnięcie tematu. Trudno, pogody się nie wybiera, decyzje zapadają gdzie indziej, takie życie, przewrotność losu i nie ma co się rozwodzić dalej.
   Ostatecznie wyjeżdżaliśmy z łąki po 22 w kilka samochodów, by nie pogubić się we mgle na dziurawych polnych drogach. Jeszcze krótkie podsumowanie i kilkanaście minut później popędziłem ile koni pod maską do domu, bo przecież we wtorek trzeba wrócić do rzeczywistości i pracy.
Podsumowując dzisiejszy wpis - cały dzień ostatecznie przeleciał w dobrej atmosferze okraszonej masą rozmów o lataniu. Jedynie czego się mógłbym czepiać to organizacji ale nie będę taki, liczy się to, że wszyscy zdali pomimo dość niesprzyjających warunków….

piątek, 22 lipca 2016

nadal kradną na potęgę....

   Temat złodziejstwa w sieci już się przewijał. Zjawisko to występuje z różnym nasileniem, bywają okresy kiedy nic się nie dzieje i bywają dni gdy wciąż odnajdujemy nasze zdjęcia zamieszczone w sieci bez naszej wiedzy. Niestety nasi rodacy nadal kradną w sieci ile wlezie. Nie wystarcza otagowanie zdjęć wzmianką o prawach autorskich i umieszczenie wpisu na blogu, że nie zgadzamy się na jakiekolwiek wykorzystywanie naszych materiałów. Nie wystarcza mówienie i powtarzanie, że można się z nami kontaktować w tej sprawie...
   Bydło (bo chyba tak należy to nazwać) nadal kopiuje na potęgę i co jakiś czas krew mnie zalewa gdy odkrywam na różnych stronach zdjęcia żywcem skopiowane z bloga. Obowiązujące w Polsce prawo się nie liczy, ustawa o prawie autorskim to twór nikomu najwyraźniej nieznany, kopiują, wklejają, umieszczają jako swoje i jeszcze się oburzają, gdy uprzejmie proszę o usunięcie naszych materiałów.
   Dokładnie taka sytuacja miała miejsce kilka tygodni temu – osoba prowadząc profil na Facebooku mający promować pewną miejscowość żywcem skopiowała nasze zdjęcie umieszczone jakiś czas temu na blogu. Profil na marginesie słaby jakościowo, bo nie bazujący na rzetelnej, twórczej pracy, a kopiowaniu i powielaniu wiadomości innych użytkowników. Przemogłem się, założyłem konto na fejsie, napisałem co myślę i czego oczekuję, a ów anonimowy ‘twórca” po jakimś czasie zaczął mnie pouczać i jeszcze strzelił focha twierdząc, że właściwie to robi mi łaskę. Taki złodziej z tupetem. Nie dosyć że kradnie, to przyłapany nawet nie potrafi wyrazić skruchy. Najzwyczajniej w świecie zabrakło mi słów i do teraz się dziwię, jak można opierać działania promocyjne na tak bezczelnym złodziejstwie, bo przecież czegoś takiego nie można określić inaczej. Coraz rzadziej się o tym mówi, a prawda jest taka że właśnie takie rzeczy trzeba nazywać po imieniu.
   Niestety coraz częściej za to myślę, że nie ma co z takimi dyskutować, trzeba od razu wziąć prawnika i zażądać stosownego odszkodowania. Nieważne, że polskie sądy są takie, a nie inne, ważne, że pewne zasady, moralność i uczciwość to wartości które są niezmienne i należy je egzekwować. A takie złodziejstwo najzwyczajniej w świecie trzeba tępić.
   Kolejne złodziejstwo ujawniliśmy kilka dni temu. Niby nic, codzienne fedrowanie sieci w poszukiwaniu aktualnych informacji. Wchodzę „do znajomych” i nie wierzę własnym oczom. Ludzie żyjący z organizowania różnych imprez, eventów, fotografii i filmowania z powietrza wrzucili na swoją stronę nasze zdjęcia. Myślę sobie, że to fajna inicjatywa, szczytny cel, świetna impreza, znajomi, zaprzyjaźnieni ludzie, a zdjęcia przecież nie są jakoś szczególnie wyjątkowe, jednak fakty są takie, że w tym przypadku nikt nawet nie zapytał czy może sobie coś podebrać, powielić, skopiować, użyć i promować organizowaną przez siebie imprezę. Po jakimś czasie okazało się, że zdjęcia pochodzą od pracowników urzędu pod auspicjami którego owa impreza się odbywa. Tak ja myślałem, znajomi są niewinni, za to złodziejstwem popisali się po raz kolejny urzędnicy. Piszę po raz kolejny, gdyż urząd o którym wspominam, po raz kolejny czerpie z naszego bloga mając głęboko w tyle polskie prawo....

niedziela, 17 lipca 2016

setka pękła...

   Dziś trochę taka kołomyja. Od rana nie było żadnego sensownego planu i dopiero przy obiedzie zapadła decyzja o wyjeździe do Inowrocławia, by zrobić jakąś przyzwoitą trasę, polatać do oporu i jeśli będą chęci puścić się nad chmury. Chmury się rozeszły i nie było nad co polecieć, za to machnęliśmy nieco ponad sto kilometrów do Żnina i z powrotem po drodze hałasując trochę tu i tam. Doborowe towarzystwo, świetne widoki i całkiem sporo atrakcji po drodze, takich, e aż chciałoby sie napisać, że bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście….











środa, 13 lipca 2016

Starty, starty...

   Dobre dwa tygodnie nie latałem i po ostatnich spalonych startach pomknąłem do Inowrocławia z mocnym postanowieniem dopracowania techniki i podniesienia nieco nadszarpniętego ego..
   Wiadomo, że im więcej ćwiczeń, tym mniej błędów, a tamtejsze lotnisko jest idealnym miejscem na tego rodzaju zabawy. Świetne towarzystwo, dobrze wykoszona trawa i doskonały dojazd sprawiają, że za każdym razem wychodzi fajne udane latanie. Do tego kilku z dawna nie widzianych znajomych i kilka spraw, które jak zawsze w takich sytuacjach trzeba dograć. 
   W mocnym skrócie ,dzisiejsze popołudnie zamknęło się w powtarzanych do znudzenia bezproblemowych startach, kilku krótkich lotach wokół komina i godzinnej wycieczce dookoła Inowrocławia......







piątek, 1 lipca 2016

Paramotor at sunset...

   Dziś na blogu ląduje filmik, bez komentarza bo najzwyczajniej takowy jest zbędny. Wystarczy włączyć najwyższą jakość, dać pełny ekran i podkręcić nieco dźwięk. Dobrego oglądania :