sobota, 28 lutego 2015

Motoroma ??

   Dzisiejszy dzień to ciągła zmiana planów i jazda na konkretnym opóźnieniu. Taka już czasami jest i karuzela być musi. Pomimo szumnych planów z latania niewiele wyszło, jednak udało się pobyć chwilę z jednym z coraz bardziej popularnych ostatnio napędów - Motoromą. Towarzystwo też niczego sobie, sympatycznie zapaleni paralotniarze plus ganianie z glajtem po łące wobec czego popołudnie należy uznać za bardzo udane.
   Ale do rzeczy - od jakiegoś czasu myślę o zmianie napędu i Motoroma jest jedną z możliwych opcji.
   Solówka jest świetnym napędem, kosmicznie niezawodnym i trwałym z jedną niestety dość istotną wadą - niewielką mocą. Z tego powodu prędzej czy później konieczna jest mała reorganizacja i dołożenie kilku koni na plecy. 


   Motoroma jest jedną z możliwości, taką, której moc w zupełności wystarczy do latania z trajką lub na wypadek jakiejś znaczącej otyłości. Myślę o niej od jakiegoś czasu i przy każdej okazji porównuję z innymi, podobnymi mocą napędami. Niemniej, samym myśleniem nic się nie zmieni i gdy tylko nadarzyła się okazja trzeba było Motoromę wziąć na plecy, kilka razy odpalić, ponosić, zabawić się z nią, przyjrzeć się szczegółom, pogadać z właścicielem i ogólnie nieco się oswoić z tym napędem.
   Pierwsze wrażenia jak najbardziej pozytywne, jednak, jak to zawsze bywa diabeł tkwi w szczegółach. Oglądany napęd to wersja z elektrostarterem, w dwuringowym koszu Cygana gdzie zastosowano dudkową uprząż i śmigło Rusłana dające całkiem fajny ciąg...












   Ogólnie napęd mi pasuje, jednak manetka jakoś mi nie podpasowała i jak o mnie chodzi od razu bym zmienił, jakaś taka za cienka, delikatna i w ogóle zdecydowanie wolę inne, zmieniłbym też oplot kosza na stały "bez karabinków" ale to już moje widzimisię, niestety wykonanie różnych drobiazgów wręcz kusi o poprawki. Niby to drobiazgi, jednak kupując nowy napęd chciałoby się, by ktoś pomyślał i zrobił wszystko nieco lepiej już na etapie produkcji napędu. Wiem, czepiam się, jednak jak widzę wyłącznik na ramie, który mam problem wyłączyć ręką w cienkiej rękawiczce to wolę nie myśleć jak w chwili próby szukam go w normalnej rękawicy. Takich różnych kwiatków jest trochę i niestety w kilku miejscach konieczne jest poprawienie producenta.
   Należy też wspomnieć o estetyce wykonania i choć to rzecz zupełnie osobista warto zaznaczyć też ten punkt - piję zwłaszcza do elektryki i poprowadzenia przewodów - lubię gdy takie rzeczy są uporządkowane i bardzo mnie kłuje w oczy bałagan z takimi pierdołami. Niby nic takiego ale psuje efekt tego fajnego napędu.
   Napęd na plecach leży bardzo dobrze, jest nieźle wyważony i choć uprząż nie była wyregulowana pode mnie czułem się komfortowo. Jestem raczej przeciwnikiem elektrostarterów i trochę się obawiałem tej konfiguracji - po prostu za dużo rzeczy, które mogą zawieść. Motoroma w tej wersji odpala zupełnie bezproblemowo. Zimna kręciła aż miło, wystarczyło odrobinkę zalać i od razu zaskoczyła. Napęd ten ma już kilka godzin za sobą i wg opinii właściciela odpalanie nie stanowi problemów wobec czego trzeba się było przeprosić z uprzedzeniami. 
   Motoroma bardzo żwawo wkręca się na obroty, a moc w porównaniu do mojej solówki jest ogromna. Manetki nawet nie zapiąłem do końca, bo nie było nawet sensu. Moc jest i się ją czuje. Poza tym silnik chodzi równo, nie klekocze, nie prycha i wydaje całkiem przyjemny pomruk. Można go nawet polubić :)
   Ogromną zaletą tego napędu jest jego cena. Za około dziesięć tysięcy dostajemy gotowy napęd o sporej mocy dostępnej w napędach duużo droższych. Cztery, pięć tysięcy to duża kasa i każdy, kto poważnie myśli o nowym napędzie powinien się zastanowić, czy warto zapłacić więcej. Ostatecznie za tyle szmalu można kupić całkiem sporo lub pokusić się nawet o zmianę skrzydła, a to już bardzo fajna opcja.
   Ważne jest też to, o czym wielu zdaje się zapominać - o kosztach eksploatacji. Oglądana Motoroma "chodzi" na oleju Midland i nic się z nią nie dzieje, a koszt ew. części zamiennych jest wręcz symboliczny na tle konkurencji. Nawet nie wspominam o dwóch wypalonych tłokach i kasie wydanej na naprawy Mostera, którym latał wcześniej właściciel Motoromki. 
   Ale dość o napędzie, każdy kto chce powinien się dobrze zastanowić, przemyśleć i podjąć decyzję samodzielnie.
   Dla mnie Motoroma jest mocnym punktem i już czuję, że gdy trzeba będzie zdecydować będę w kłopocie, tym bardziej, że jest jeszcze kilka potencjalnie fajnych solidnych napędów, które mocno biorę pod uwagę.
   Jak pisałem wcześniej towarzystwo było zacne i mocno wkręcone w pasję latania. Popołudniowe pogaduchy, kawa i oczywiście popędziliśmy też na sporą fajną łąkę nieco pobawić się glajtem. Wisła tuż pod nosem, Grudziądz na horyzoncie i warunki idealne do ćwiczenia alpejki....




poniedziałek, 23 lutego 2015

chce się żyć....

   Dziwne jest to, jak czasami wystarczy jeden szalony pomysł, chwila, by podjąć decyzję, zapakować klamoty i rzucić wszystko w diabły. Spontanicznie postawić wszystko na jedną kartę, olać ogólne zmęczenie, ruszyć się z domu i wyfrunąć byle dalej, byle coś robić, byle dać sobie kilka kolejnych wspomnień na przyszłość i czasy, gdy lenistwo czy nuda sprawią, że z wrodzonej odrobiny szaleństwa zostanie marazm, zastój i ogólna bylejakość codziennego monotonnego gnicia w domu....
   Inspiracją do tego tematu było wczorajsze popołudnie, kiedy to pod wpływem zupełnego impulsu w kilka minut od decyzji pędziliśmy nad morze, by tak po prostu połazić po plaży, przejść się jakimś fajnym deptakiem, zmienić na chwile otoczenie i zrobić coś na pierwszy rzut oka wariackiego. Jednak to tylko pozory, chodzi o to by czerpać z życia ile tylko się da i realizować każdy fajny pomysł na jaki nas tylko najdzie ochota. Pomysł był, możliwości też, więc czemu nie ?
   Wystarczyło sto pięćdziesiąt kilometrów i dwie godziny byśmy mogli zrobić spacer brzegiem morza i zaliczyć sopocki monciak w obydwie strony. Pustawy spokojny, wieczorny fajny spacer podczas którego oddycha się pełną piersią i po prostu chce się żyć.....








czwartek, 19 lutego 2015

zima, nie zima...?

   Zima jest, choć właściwie jej nie ma, luty niby jest, a pogoda jakby kwietniowa. Jakaś taka pogodowa rewolucja i gdyby nie zamarznięte jezioro można by wysnuć wniosek, że coraz bardziej zbliżamy się do tropików. Najwyraźniej bajdurzenie ekologów o globalnym ociepleniu znajduje poparcie w pogodzie. Można w to wierzyć, można nie, ja obstaję przy swoim, że przyroda jest ponad to i po swojemu dąży do równowagi. Kilka tysięcy lat temu zdrowo przymroziło, teraz daje ciepłem, więc w przyszłości zapewne znów da popalić mrozem, wichrem, śniegiem, lodowcami i co tam jeszcze znajdzie pod ręką. W mniejszej lub większej skali, zależnie od tego jak długi okres chcemy rozpatrywać. Hołewer na razie fajnie jest, latać można do oporu, widoki całkiem całkiem, i jest co pstrykać....

sobota, 14 lutego 2015

ranny ptaszek....

   Ostatnie dni to istny festiwal dobrej pogody. Luty jest dziwaczny i strasznie daleko mu do typowo zimowej aury. Właściwie cała tegoroczna zima to jakaś ściema i bujda na resorach, śniegu nie ma, temperatura często wiosenna i warun tak łaskawy, że żal nie korzystać. By tak nie zachwalać trzeba wspomnieć, że jeden jedyny problem z jakim się borykamy to obiektywne trudności z wolnym czasem, niestety zrozumiałe gdy tyra się na umowie i najzwyczajniej trzeba bywać w robocie. Ale nie jest aż tak źle, latanie też się zdarza i to całkiem udane. A dziś było dokładnie tak, jak powinno być. 
   Start kilka minut po ósmej rano z oszronionej jeszcze łąki prosto w  kierunku wschodzącego słońca.  Następnie dobre dwie i pół godziny szwendania się po okolicy Chełmży, Ostaszewa, Pomorskiej Strefy Ekonomicznej i najbliższej okolicy. Do tego kilka nalotów nad dom i niskie śmiganie nad zamarzniętym jeziorem, polami i drogami, piękne błękitne niebo, mnóstwo słońca i lekko zamglony horyzont. Pełno frajdy, mega zabawa i to wszystko co tak ładuje akumulatory.





   Lądowanie wypadło nieco przed jedenastą i gdy ledwo poskładałem Burana rozdzwoniły się telefony od latających znajomków – jakby się zmówili - czy planuje latać, czy latam, kiedy co i jak…Nie dziwota, bo dzień do latania idealny i żal z niego nie korzystać….

walentynkowy ?

   Albo się je czci, albo nie, albo leci po jakieś serca do lizania czy inne tulipany od święta, albo każdy dzień stara się spędzić jakby był tym wyjątkowym. Co kto lubi i jak kto chce. Jest dowolność.
   Kto nas zna wie do jakiej grupy można nas zaliczyć i nie dziwi się, że nie uczestniczymy w dorocznej szopce, nie świrujemy z badziewiarskim świętem dla ludzi którym najwyraźniej trzeba przypominać kto w Ich życiu jest ważny, którzy wyznają uczucia od święta i tylko dlatego ze tak wypada. Nie obchodzimy, nie uczestniczymy, jednak fakty są takie, że tzw święto zagościło w codzienności połowy lutego, że toczy się tuż obok, jest i istnieje więc, by w jakiś tam sposób zaakcentować obecność tego dnia także na naszym blogu wrzucam poniższy filmik. Dobrego oglądania :

piątek, 6 lutego 2015

kolejna ankieta od Dudka

    Na firmowej stronie Dudka wszyscy chętni mogą pochwalić się swoimi preferencjami dotyczącymi sposobu pakowania skrzydła. W okresie kilku ostatnich tygodni to już druga ankieta, co wyraźnie świadczy o chęci optymalizacji produkcji przez producenta oraz zdobycie szerokiej wiedzy na temat naszych preferencji. Myślę, że warto pomóc firmie bo w ten sposób będziemy mieli minimalny (ale jednak jakiś) wpływ na pozycje oferowane przez fabrykę....Ankieta TUTAJ i koniec na dziś.