czwartek, 29 listopada 2012

czujnym trzeba być czyli westerfield , goodshave i my...

   Wczoraj wieczorem zadzwonił telefon. Chwilę przed 21 ktoś nadaje z zastrzeżonego numeru. Kto to cholera po nocy dzwoni ? Obydwoje mamy taką pracę, że czasami ktoś wieczorem może zadzwonić, ostatnio spraw masa więc nastąpiło odebranie owego tajemniczego połączenia....
   Przymilającym się głosem jakaś kobieta przystąpiła do sprawdzenia danych osobowych, by bez większych ceregieli zacząć nachalnie wciskać jakieś w jej opinii cudowne golidła jeszcze cudowniejszej nikomu nieznanej firmy za zupełną darmochę.
   Już wiadomo - znowu jakaś cwana firma próbuje po nocy wcisnąć nam swoje produkty. Cholera, domokrążcy wciskający kiedyś gary lub odkurzacze w cenie kilku tysięcy, krzyżówki dwa razy droższe niż w kiosku i cudowne pasty do zębów na ulicach zamienili się w pracowników call center wciskających telefonicznie jakieś nikomu nie znane produkty mające zbawić świat.
   Rzecz jasna produkt jest za darmo, a klient musi jedynie zabulić koszty przesyłki. Oczywiście w słuchawce słychać kogoś wyćwiczonego i wprawionego we wciskaniu ludziom kitów, jaka to nie jest cudowna i wspaniała oferta, jak będzie wspaniale z akurat tym produktem i jacy jesteśmy wyjatkowi że akurat wykręcili nasz numer. Standardowy marketingowy bełkot przetykany podstępnymi zagrywkami mającymi na celu wybębnienie zgody na przesłanie rzekomo darmowego produktu. 
   Żeby było śmieszniej dochodzą po chwili zagrywki o podanie adresu, pod który przyjdzie przesyłka i jaki model maszynki sobie życzymy (męska lub damska). Jakiekolwiek odpowiedzi można odczytać za naszą zgodę - cwaniacy jakich mało.
   Całe szczęście nie z nami takie numery. Nawet wzięci z zaskoczenia nie poddamy się firmie działającej w tak dziwaczny sposób. Gdzieś musi być haczyk i jak zawsze w takim przypadku jest i tutaj.
   Produkt niby jest darmowy, jednak trzeba zapłacić prawie dwie dychy za przesyłkę. Jasne, bo w Polsce zwykła przesyłka listowa kosztuje aż tyle. Bujda na resorach i za duża ściema jak dla nas.
   Drugi haczyk o czym nie było mowy przez telefon, to (jak się okazało później) regularne późniejsze przesyłki z ostrzami do owego cudu techniki i rzecz jasna te są płatne - pojawiają się koszty rzędu pięciu dych miesięcznie. Szybka odmowa, nic nie chcemy, nie życzymy sobie, nie będziemy odbierali, nie jesteśmy ciekawi, nie pragniemy badziewia i absolutnie po raz kolejny się nie zgadzamy.
   Głos wcześniej miłej konsultantki się zmienił na nieco gwałtowniejszy. Widać jak klient nie chce po dobroci to spróbują takim sposobem "na nerwowo lub odczepne" wyciągnąć zgodę na rzekomo darmowy produkt.
   Kolejne odmowy, lekki nerw i całe szczęście rozmowę można było zakończyć. Kilka minut wciskania nam niechcianego produktu i początek głowienia się skąd jakaś wcześniej nieznana firma ma nasze namiary, adres, telefon i te wszystkie dane osobiste, którymi przecież nie sypiemy każdemu chętnemu. Pewni jesteśmy, że nie podawaliśmy i stąd wniosek, że w Polsce wciąż ochrona danych bywa fikcją, że wielu korzysta ile wlezie i wiele firm tego typu próbuje zarabiać na takich podstępnych zagrywkach.
   Trochę pogrzebaliśmy w sieci i jak się okazało nasza czujność i wszelka odmowa chęci wypróbowania produktów firmy " goodshave " była najlepszym możliwym wyjściem.
   Cała masa ludzi w ostatnich miesiącach dala się podejść na zagrywki tej firmy i teraz muszą użerać się z firmą przysyłającą do nich niechciane produkty, strasząc komornikiem, BIKiem itp.

   Mechanizm jest prosty, jednak bardzo cwany i jak się okazuje w naszych krajowych warunkach łatwy do przeprowadzenia. W wielkim skrócie :
- firma zdobywa dane klienta i oświadczenie o chęci wypróbowania produktów (kto nie lubi dostawać czegoś za darmo ??), zdarzało się nawet atakowanie w sprawie ankiet kobiet w szpitalu lub świeżo po porodzie...
- o dziwacznej porze (wcześnie rano lub wieczorem) zazwyczaj z numeru zastrzeżonego dzwoni pracownik call center, by potwierdzić dane (adres, pesel itd) które są potrzebne w celu przesłania produktu, gdzie jedynym kosztem jest ponoć tylko koszt przesyłki. To, plus "zgoda" na otrzymanie maszynki, to warunek do tego, żeby firma przesłała do klienta paczkę. Z zaskoczenia zazwyczaj się udaje wybębnić od klienta zgodę.
- paczuszka dociera w zwykłym liście, bez potwierdzenia odbioru, czasami nie dociera w ogóle, lub w uszkodzonym opakowaniu. W paczce prócz produktu (w ocenie tych, którzy widzieli kolosalnie nędznej jakości) jest także faktura na prawie 20 pln z terminem płatności. Klient rzecz jasna ma możliwość rezygnacji z "zamówienia", jednak musi na własny koszt odesłać produkt w nieuszkodzonym stanie na adres z faktury lub regulaminu - oczywiście, by się do tego adresu dobrać trzeba otworzyć przesyłkę, co w praktyce równa się rezygnacji ze zwrotu. Gdy do firmy za nawet niedostarczoną przesyłkę (żadnego potwierdzenia odbioru itd nie ma) kasa nie wpłynie w terminie, zaczyna liczenie odsetek, ponagleń i straszenie egzekucjami itd. Rzecz jasna można ze wszystkiego zrezygnować, ale jest to dosyć skomplikowane i utrudnione (m.in podany adres to zagraniczna skrzynka pocztowa)
- gdy klient jednak zapłaci te nieszczęsne dwie dychy, w następnych miesiącach dostaje regularnie paczki za ponad 50 pln zawierające wkłady do maszynki. Proces przesyłania itd dokładnie taki sam jak przy pierwszej paczce.
- w efekcie wypełniając jedynie jakąś ankietę (??) na początku konsument daje firmie podstawę do bombardowania siebie próbami wciśnięcia produktu niepotrzebnego, niechcianego i drogiego. Ci którzy nie są czujni i nieopatrznie powiedzą konsultantowi "tak" zazwyczaj dosyć szybko otwierają oczy i zaczynają szukać jakby się wyplątać. Nie jest to takie proste i wymaga nieco zachodu. Oczywiście nieco kosztuje (czas, nerwy i przesyłki). W efekcie człowiek chodzi konkretnie "wku...ony" na firmę, która tak sprytnie zdołała wcisnąć swój towar ludziom.
   Czy uczciwe to, czy etyczne to ja już nie wiem. Na pewno niesmaczne i przypominające władowanie czegoś ludziom łapiąc się każdej możliwości, każdego kruczka prawnego i czerpiąc zyski z działania na granicy prawa.
   Od wczoraj cholernie się cieszę, że firmie WESTERFILED nie udało się nas naciągnąć, że nie czekamy na Ich produkty i nie będziemy musieli się zdrowo nakombinować, by zrezygnować z wątpliwej jakości towaru. Jedno na co trzeba uważać, to by pilnować swoich danych osobowych i uważać na to co, gdzie, komu i w jakim celu podajemy. Bo jak się okazuje niektórzy potem to wykorzystują dzwoniąc i próbując wcisnąć jakieś tam swoje wynalazki.
   By ostatecznie skończyć z "tą firmą" dziś z samego rana poszła do Nich wiadomość o żądaniu wykreślenia naszych danych z wszelkich Ich baz. Ciekawostka, że nawet w tym wypadku "firma" zastrzegła sobie w regulaminie możliwość przekazywania danych klientów swoim partnerom. Czyli prócz wciskania produktów dzielą się też danymi.....Hmmm, ciekawe kto już to ma ? Nie skomentuje tego. Wiocha i tyle.

A na sam koniec kilka odnośników dla zainteresowanych :
Forum Prawne - goodshave
tellows.pl - o westerfield
prawo.wieszjak.pl - o darmowych maszynkach
goodshave.pl - Regulamin

środa, 28 listopada 2012

oficjalna strona Kadry PPG już jest...

   Właśnie ukazała się oficjalna informacja o uruchomieniu strony Paramotor Team Poland czyli naszej narodowej kadry napędowej. Fajna dobra wiadomość, bo dobrej strony przypisanej do najlepszych polskich pilotów paralotniowych dotychczas nie było. Od dziś zatem "nasza kadra" ląduje w pasku stron na które zaglądamy i oczywiście zachęcamy wszystkich, którym nie jest obojętne porządne latanie do zaglądania na oficjalną stronę Paramotor Team Poland.

wtorek, 27 listopada 2012

szkoleniowe sprawy...

   Każdy kto kiedyś się szkolił ma jakieś swoje doświadczenia. Jedni są zadowoleni, inni zdecydowanie mniej. Jedni latają, inni zrobili sobie kuku, a jeszcze inni mają serdecznie dosyć. W Polsce są dobre szkoły i jest cała masa szkół próbujących wybębnić kasę z potencjalnego frajera. Jest różnie i nie ma co pitolić, że Polacy są super szkoleni. Jedni mający szczęście latają dobrze, mają solidne podstawy i dobre zaplecze w postaci doświadczenia i szczęścia trafienia na dobrego instruktora. Niestety wielu potencjalnie zdolnych ludzi zostaje jednak skutecznie zniechęconych przez tych liczących jedynie na kasę i olewających bezpieczeństwo, technikę i dobre podstawy.
   Jakiś czas temu wpadł w oko jeden z licznych filmików na YouTubie pokazujący wiele szczegółów o których niektórzy polscy kursanci świeżo po zakończeniu kursu i zdobyciu upragnionego Świadectwa Kwalifikacji nigdy nie słyszeli, żeby nie powiedzieć otwarcie, że nigdy nie widzieli alpejki lub innych zagadnień. Warto popatrzeć, choćby tylko dla własnego przypomnienia.....


poniedziałek, 26 listopada 2012

poniedziałek nie jest taki zły...

   Dzisiejsza pogoda sprawiła, że pomimo pierwszego dnia tygodnia spędzonego w pracy, poniedziałek nie jest tak znienawidzony jak zazwyczaj. Wreszcie po kilkunastu nieciekawych wilgotnych mglistych dniach nastała piękna słoneczna pogoda. Dziś cały dzień niebo w naszych okolicach dopisuje błękitem, tak ostatnio rzadkim i deficytowym. I nawet fakt, że przez pracownicze sprawy nie będzie dziś czasu na latanie jakoś nie jest aż tak bardzo dokuczliwy. W końcu to być może ostatni tak ładny i słoneczny dzień tej jesieni. A poza tym i tak dało się w tą jesień sporo polatać, zdecydowanie więcej niż rok temu, zatem nie jest aż tak źle.





   A do tego, na "naszym niebie" dziś można zobaczyć najnowszy nabytek LOTu czyli Boeinga 787 dumnie ochrzczonego mianem Dreamliner. Są to najzwyklejsze po wprowadzeniu do floty loty zapoznawcze i treningowe, jednak dosyć miłym jest fakt, że tuż nad głową, na wysokości kilkunastu tysięcy stóp przelatuje właśnie najczęściej wychwalany samolot ostatnich miesięcy. No i najnowszy, najcichszy i ponoć najpiękniejszy. Więcej o Nim ostatnio w mediach niż o kolejnych światowych rekordach polskich paralotniarzy, więcej, niż o kolejnych medalach zdobytych przez szybowników czy akrobatów. Widać tak to już w mediach czasami jest, że z latającego autobusu można zrobić wielkie wydarzenie. A ja na dokładkę wpisuję się w ten trend wspominając o nim na naszym blogu....

niedziela, 25 listopada 2012

kot w dom ?

   Dziś było dżdżyście, mgliście i leniwie. Właściwie można to rozpisać jednym słowem - jesień. Dobry czas na zaległości filmowe. W takie dni jakoś czuć wilgoć w kościach, brak słońca przygniata i najzwyczajniej nic się nie chce. Tak w wielkim skrócie często zdarza się w te wszystkie jesienne brzydkie dni, kiedy coraz wyraźniej czuć nadchodzącą zimę, a po lecie zostało już ledwie wspomnienie. Jednak by nie było zbyt pesymistycznie i jesiennie, zdarzają się takie chwile, kiedy człowiek czuje, że żyje, kiedy zdaje sobie sprawę z ogromu rzeczy, które można robić i na każdy możliwy sposób walczy z coraz częstszą szarówką. Zgniły wyż nie jest wtedy tak bardzo zgniły i jakoś tak fajnie się robi.
   Dookoła naszego domu już od kilku lat pałętają się półdzikie koty, które wzięły w posiadanie okoliczne zakamarki. Było kilka różnych na przestrzeni ostatnich lat, jednak od kilku miesięcy mamy swojego zdecydowanego faworyta. Ten ciekawy wszystkiego przyjazny kociak skumał się nawet z Wirusem i o dziwo zamiast zmykać, czeka cierpliwie, aż wzajemnie się obwąchają. Rzecz jasna przybiega na każde skinięcie ręką wesoło miaucząc i domagając się pieszczot. Po prostu fajny kociak zdolny w kilka miesięcy zburzyć mur wszelkich obaw odnośnie kotów w pobliżu. 
   Edward, bo tak został ochrzczony, pokazuje na każdym kroku jak fajnym mądrym zwierzakiem może być półdziki kot i z tego powodu zyskał naszą sympatię. Zyskał na tyle, że w niedzielny wieczór w odpowiedzi na swoje "miauki" został przytargany do domu. Co prawda jedynie na kolację i spacer po mieszkaniu. Objadł cwaniak Wirusa z karmy i o dziwo mleko wolał także pić z Jego miski. Pobył, połaził i wrócił do siebie, a my poczuliśmy że w takie szare brzydkie jesienne wieczory mogą czasami zdarzyć się magiczne fajne chwile. Chwile, które będziemy wspominać i którymi nakryjemy jesienną szarość.
   I kto wie, może Edward przetrze "koci" szlak do naszego domu. Tym bardziej, że jak widać na poniższym filmiku koty niezmniennie fajne są. Dobrego oglądania :


czwartek, 22 listopada 2012

o wiatromierzach....

    Pogoda i coraz częstsze jesienne pluchy zmuszają często do siedzenia w domu i skupieniu się na tematach innego formatu. Jednym z ostatnio pojawiających się zagadnień jest kwestia dobrego przyrządu pozwalającego określić siłę wiatru.Te małe urządzenia wielce przydają się pilotom bo pozwalają dokładnie określić siłę wiatru w dogodnych jednostkach, a często także posiadających takie bajery jak pomiar temperatury, ciśnienia i kierunku wiatru.
   Jednym z najtańszych i najczęstszych tego typu urządzeń są wiatromierze serii SKYWATCH XPLORER i to o tych drobiazgach będzie poniższy wpis.


   Właściwie każdy to zaczyna latać za pomocą paralotni zastanawia się nad pytaniem : Jaki wiatromierz wybrać ? Który ? Ile kosztuje ? Czy warto ? Rzecz jasna jest tych pytań bez liku i poniżej kilka różnych modeli postaram się w sposób w miarę dostępny przedstawić.
   Seria wiatromierzy Skywatch XPLORER to tak naprawdę cztery urządzenia zapakowane w podobną obudowę różniące się jedynie funkcjami i szczegółami.
    Skywatch XPLORER 1 mierzy tak naprawdę jedynie aktualną i maksymalną siłę wiatru. Pomiar można wyświetlić w m/s ; km/h ; węzłach ; milach na godzinę i stopach na sekundę. Kosztuje od ok 150 pln w górę
 
   Skywatch XPLORER 2 prócz tego co mierzy "jedynka" daje także pomiar temperatury wody lub powietrza w stopniach Celcjusza i Farenhaita. Kosztuje od ok 170-180 pln.
   Skywatch XPLORER 3 prócz pomiarów dostępnych w "dwójce" pozwala zmierzyć kierunek w stopniach. Kosztuje od ok 270 pln w górę.
   Skywatch XPLORER 4 prócz pomiarów "trójki" oferuje pomiar wysokości (w stopach lub metrach) oraz barometr mierzący w hektopascalach (hPa) i milimetrach słupa rtęci (inHg). Ceny tego modelu zaczynają się od ok 350 pln.
   Dla ciekawskich INSTRUKCJA wiatromierzy SKYWATCH XPLORER dostępna TUTAJ.
   Każde z tych urządzeń ma podświetlany ekran, niewielkie rozmiary, wagę ok 50 gramów i wodoodporną zwartą obudowę. Zasilanie to najzwyklejsza mała bateria 3V typu CR2032. Bateria ma swoją żywotność i co jakiś czas należy ja wymienić. Nie da się przeoczyć tego momentu - wiatromierz wyraźnie słabnie i na wyświetlaczu coraz gorzej widać. Każdy mający blade pojęcie o tym co to śrubka i bateria poradzi sobie z tym procesem bez kłopotów. Dla tych "oporniejszych" poniżej kilka zdjęć jak to zrobić :







   Na sam koniec wypada napisać kilka słów. W mojej ocenie przydaje się zwłaszcza na początku przygody z lataniem pozwalając oszacować siłę wiatru. A to jak każdy wie, dosyć ważny parametr zwłaszcza dla ludzi nie obeznanych z powietrzem. Później wielu już potrafi z grubsza oszacować jak wieje po liściach, trawie, wstążkach i innych drobiazgach, jednak wiatromierz kosztujący symboliczne pieniądze pozwala na dokładne określenie warunków. A o to przecież chodzi.

poniedziałek, 19 listopada 2012

kolejne udane popołudnie....

   Chyba nie ma sensu rozpisywać się specjalnie odnośnie kolejnego lotnego dnia. Stanowił on w dużej części powtórkę z minionej środy pod względem pory dnia, pogody i startowiska. Różnic było kilka jednak na tyle znaczących, ze napiszę o nich na samym końcu.
   Tradycyjnie urlopu nie ma, więc zostało jedynie wykrawanie pojedynczych godzin z czasu jaki pozostał po pracy. Potem szpejenie, rozkładanie, start i trasa nad Toruń, szeroki łuk wzdłuż Rubinkowa i Katarzynki, potem przeskok nad Papowo-Osieki, następnie Łysomice i powolny powrót nad łąkę. Tradycyjnie aparat na pokładzie i kolejna porcja fotek.




   Potem kilka minut spędzonych na "niskiej" i lądowanie dokładnie "w punkt". Składanie w ostatnich szarościach dnia i powrót do domu akurat, by wyjść z Wirusem po wracającą z pracy Sosnę.Wszystko wyszło idealnie i paraglidepara była wreszcie w komplecie.
   Wcześniej wspominałem o kilku różnicach. Pierwszą z nich było latanie bez oficjalnego zgłoszenia lotu. Już od kilku lat zgłaszam każdy lot i ten także miał taki być. Niestety żaden z telefonów do gdańskiego FIS u nie odpowiadał i w słuchawce dało się słyszeć jedynie gładką formułkę, że abonent ma wyłączony telefon. Najwyraźniej tym razem coś tam szwankowało. Drugą ciekawostką było powietrzne spotkanie z bocianem. Przedefilował przed nosem chyba tak samo zdziwiony moją obecnością, jak ja Jego. Pstryknąłem mu zdjęcie, jednak z zaskoczenia wyszedł jakiś niewyraźny bohomaz. No bo kto spodziewa się bociana w połowie listopada ??


czwartek, 15 listopada 2012

udana środa....

   Ostatnio pogoda nieco krzyżowała plany niskimi podstawami i i wyraźną "zgniłą" aurą. Środa zapowiadała się nieco lepsza i jak się okazało była taka. Podstawy nieco się podniosły i można było jako tako polatać. Niestety ostatnie dni urlopu stopniały w zastraszającym tempie i z tego powodu trzeba było wczoraj kiblować w pracy. Jednak "po" nie było innej opcji, jak tylko polatać choć godzinkę, tak by wreszcie nieco się przewietrzyć.
   Start na luzaka z łąk przy toruńskim CCK - wiatr ok 1,5-2 metrów, więc akurat by się nie nabiegać.


   Kilka kręgów, lot nad JARem, potem wrzosy - rejon chyba najbardziej widocznego bogactwa miejscowej ludności. To chyba tam najwięcej ostatnio powstało domów i tam widać, że kryzys to często wydumany frazes.



    Kolejny etap to dolot nad budowaną nową przeprawę mostową przez Wisłę. Kilka fotek "po drodze", galerie handlowe, dworce itd.





   W końcu mała obserwacja i krótka sesja placu budowy. Od ostatniego lotu nad budową mostu wiele się zmieniło i wręcz rośnie w oczach. Aktualnie prace wkroczyły w jeden z najbardziej spektakularnych etapów - montaż łuków, które z góry prezentują się niezwykle okazale.








   W drodze powrotnej "zaliczyłem" jeszcze kilka charakterystycznych i ciekawych punktów północnej strony Toruniu, by na chwilę przed zachodem słońca lądować. Podejście takie sobie, znad drutów i z lekkim wiaterkiem. Lądowanie od "pierwszego razu". Nie zdążyłem złapać Burana w ręce, a pojawił się jeden ze znajomych pilotów. Tradycyjne pogaduchy, kilka rozmów i jakoś koło czwartej pędziłem już do czekającej w domu Sosny. Zadowolony, zmęczony, ale pełen radochy z latania, widoków i tej godzinki, która pozwoliła odetchnąć od mroków jesiennego zgniłego wyżu.


środa, 14 listopada 2012

TAAAAAKI film.....

   Nie od dziś wiadomo, że lubimy dobre filmy paralotniowe. W tym poniższym jest wszystko, czego oczekujemy. Świetny klimat, odpowiednia muzyka i montaż na najwyższym poziomie. Nie dziwi więc, że podczas Coupe Icare 2012 zgarnął najwyższe laury w wiadomej konkurencji. Dobrego oglądania :


wtorek, 13 listopada 2012

wtorkowa nędza....

   Wreszcie prognozy zapowiedziały w miarę dobrą wyżową pogodę, co prawda możliwe zamglenia, jednak z tendencją do zanikania i większych przejaśnień. W firmie wzięty urlop, wczesne wstawanie, opracowany plan na lot w granicach 100 km i niestety jakoś po piętnastej wróciłem z uczuciem jakby ktoś dał po gębie. Całe szczęście Sylwia zrobiła pyszny obiad i mocno poprawił się ten mroczny wtorkowy dzień wyraźnie i jedynie dzięki Jej zaangażowaniu. Bo pogoda mnie przemieliła, przeżuła i wypluła raz na zawsze przypominając, że czasami jest przecież tylko koszmarnie nieprzewidywalną wstrętną wilgotną pogodową breją.


   Niby z rana lekko się przejaśniło i na chwilkę wyszło słońce. Jednak po chwili wszystko wróciło do normy i wszystko przykrywały grube, szare, ciemne wilgotne chmury. Poskładałem napęd, czekałem i krążyłem po łące wyczekując, aż "toto" się rozejdzie i pojawi się szansa na zrobienie zaplanowanej trasy. Niestety wtorkowa pogoda nie dała najmniejszej szansy i aż dziwne, że nie spuściła mi łomotu jakimś małym deszczem. Może w najbliższe dni coś się uda polatać, bo po dzisiejszym dniu chcę się konkretnie odkuć na tej wtorkowej nędzy pogodowej. A jak pomyślę, że rok temu w połowie listopada królowało piękne słońce to już w ogóle krew mnie zalewa.....

piątek, 9 listopada 2012

blogowa przerwa...

   Stało się. Przymusowa i zdecydowana przerwa w pisaniu. Pogoda jesienna, zdrowie wysiadło, weny jakiejkolwiek brak, chęci na pisanie tym bardziej i z tego powodu blog na kilka dni pewnie umrze. Nie ma co klepać po klawiszach na chama, skoro nie sprawia to takiej frajdy jak zawsze. I nawet świeżo wyjęte z pieca serowe bułeczki nie są w stanie wzbudzić jakiegoś sensownego wpisu. Bułeczki super,a pisać jakoś się nie chce....

poniedziałek, 5 listopada 2012

jesienna codzienność....

   Dziś pierwszy dzień po kilku dniach świętego spokoju od spraw zawodowych. Jak to zawsze w takich powrotach bywa nawet pogoda jest pod psem i od samego rana z nieba zasnutego niskimi chmurami leje się deszcz. Pada właściwie codziennie, jednak dziś jest zdecydowanie nieciekawie. Drzewa też już w większości ogołocone z liści i zrobiło się typowo jesiennie, szaro i brzydko.
   Kilka ostatnich dni spędziliśmy po swojemu. Był czas na odwiedzenie bliskich którzy odeszli, obejrzenie kilku zaległych filmów i kilka wyjazdów odkładanych od jakiegoś czasu. Do tego było trochę świętowania, objadania się ciastami i innymi frykasami. Takie spokojne dni na cieszenie się sobą i ładowanie akumulatorów na najgorszy jesienny okres, gdy złota polska jesień już minęła, a jeszcze przed zimą bielącą wszystko wokół.
   No i mało latania ostatnio było. Można było się wstrzelić w warun na pół godzinki w sobotę i niedzielę, jednak jakoś z lataniem nie było nam po drodze. Mocno wilgotne łąki i szybko kończący się warun jakoś mnie nie kręcą i tak "na chwilkę" nie chce mi się wyprawiać z chaty.
   Dziś powrót do pracowniczej rzeczywistości, codziennej szarówki i niejako na przegonienie tej jesiennej chandry kilka zdjęć na koniec, akurat by zawinąć się jak napotkany tuż przy domu jeż i pogrzać w ostatnich promieniach słońca....





sobota, 3 listopada 2012

trajkowanie na dziurach, czyli niedzielne Nowe Dobra no.2...

   Wiadomo, że jak się spotka większa grupka pilotów to po jakimś czasie można spodziewać się kilku filmików lub galerii zdjęć. Tak było i tym razem. Wystarczył tydzień, by na YouTubie pojawiły się trzy filmiki, z których jeden szczególnie zasługuje na umieszczenie na naszym blogu. Przedstawia on wspomnianego wcześniej "Jankowego Voxa" i to, jak dobrze radził sobie w niezbyt komfortowych warunkach ten podziurawiony glajt. Dobrego oglądania :