wtorek, 30 października 2012

koty, psy i te inne........

   Dla odrobiny uśmiechu w zimne, ciemne i mgliste jesienne dni dziś na blogu ląduje najnowszy filmik z najlepszymi zwierzakami YouTube. Dobrego oglądania :


poniedziałek, 29 października 2012

niedzielne Nowe Dobra....

   Weekendowy plan był prosty - polatać ile wlezie. W sobotę ostatecznie nie wypaliło, jednak kosmicznie fajnie udała się niedziela. Na ten dzień Raf zaplanował "zlot gwiaździsty" większości lokalnych pilotów. Rzecz jasna trzeba było się tam pojawić i wręcz nie wypadało latać u siebie. Kilka porannych telefonów, burzliwe przestawienie się na czas zimowy i jakoś koło dziewiątej popędziłem na stację zatankować. Tam trochę zeszło na pogaduchach, jednak ostatecznie zaopatrzony w zupę mogłem pędzić jedynką na nadwiślańskie łąki tuż przy moście przez Wisłę koło Chełmna.
   Na miejscu kilka osób już latających. Krótkie przywitanie, cześć cześć, pogaduchy i kilka kolejnych telefonów w sprawie kiełbasy i ewentualnego grila. Ogólnie kilka osób na ziemi, kilku nie widzianych od jakiegoś czasu znajomków, kilku innych w powietrzu i ogólna atmosfera piknikowa. Gadu, gadu, pitu, pitu, a warun czekał i zapraszał pięknym błękitnym niebem i lekkim północnym wiatrem.
   Plan na początek to przelecieć się nad łąką, zobaczyć jak w powietrzu i przewietrzyć Burana. Takie kilkanaście minut dopóki nie przyjedzie ekipa z Bydgoszczy i nie skrystalizuje się jakiś konkretniejszy pomysł na latanie. Start łatwizna. Kilka kroków i Buran Reflex znów miał okazję pokazać jak wybornie zabiera.


   Kilka zdjęć, kilka przelotów dookoła, szerszy krąg i po kilkunastu minutach wylądowałem. W tym czasie dotarło kilka kolejnych osób i znów można było pogadać o lataniu, napędach, warunach i tych innych pierdołach jakie nas kręcą. W tym czasie pojawił się pomysł na kolejny lot - puścimy się z Markiem nad Starogród, a ewentualne szczegóły ustalimy przez radio. Obowiązkowe zgłoszenie lotu z uwagi na kraniec bydgoskiego CTRu i Watorowo, gdzie można czasami natknąć się na jakiegoś rozradowanego pilota walczącego z kryzysem wieku średniego. Kilka razy w tej okolicy natknąłem się na jakichś szalonych tetryków nie mających pojęcia o separacji, więc w każdym momencie lepiej chuchać na zimne. Nasz pomysł jakoś nie wzbudził powszechnego entuzjazmu i w ostatecznym rozrachunku polecieliśmy we dwóch. W powietrze poszedłem pierwszy i czekając na Marka mogłem wreszcie do woli bawić się słabawą jesienna termiką. Już na stu metrach czekała dosyć szeroka "dwójka w górę" i właściwie bez jakiegokolwiek wysiłku można było sobie kręcić.


   W końcu polecieliśmy. Najpierw nad Chełmno, tam dwa kręgi i kilka kolejnych zdjęć. Nad miastem trochę noszeń i tradycyjna jesienna huśtawka.






   Potem prosto nad Starogród. W powietrzu zrobiło się nieco tłoczniej. Jakieś niezrozumiałe rozmowy radiowe, strzępki słów startujących zostawionych na łące kolegów i latający samolot. Zacząłem dziękować sobie, że zgłosiłem nasze latanie, bo wyraźnie Watorowo działało. Ktoś tam pracowicie latał po kręgu i mocno liczyłem, że do Jego umiejętności zaliczyć można zgłaszanie lotu i obserwacje przestrzeni.


 
   W końcu zrobiliśmy krąg nad startowiskiem paralotniowym w Starogrodzie / Kiełpiu. Droga powrotna już nie była kolorowa. Trzeba było się pilnować i trzymać łapska na sterówkach. Powietrze pracowało i zdrowo zaczęło bujać. Buran jednak pięknie sobie radził, zarówno przy zaciągniętych jak i odpuszczonych trymerach. Fajne skrzydełko.


   Im bliżej mostu przez Wisłę, tym bardziej chłodno w ręce. Ogólnie było nadspodziewanie ciepło i marzły jedynie łapki. Temperatury są już wyraźnie jesienne i dłonie w górze pilnujące glajta nie pozostawiły złudzeń. Po ponad godzince w powietrzu trzeba będzie podejść do lądowania, wypić coś ciepłego i jeśli zapowiedziany gril zostanie uruchomiony zjeść kilka gorących kiełbas. No i oczywiście polatać jeszcze.
   Podejście do lądowania bez problemów z jednym małym wyjątkiem. Ktoś na samym środku łąki zaparkował trajkę i jakoś nie kwapił się do odjazdu. Niespecjalnie lubię, gdy kto robi burdel, jednak nie był to jakiś wielki problem. Taki tam drobny szczegół. Wylądowałem, poszukiwanie kluczyków od auta, termos i gorąca kawa. Super uczucie. Nobel i order uśmiechu dla tego, kto wymyślił kawę w termosie.





   Ktoś tam bawił się z glajtem, ktoś inny latał, a zdecydowana większość kiblowała na ziemi czekając na poprawę warunków. Troszkę się rozwiało, dzięki czemu był wreszcie czas, by w spokoju się nagadać o lataniu. Ostatecznie zrezygnowałem z dalszego pyrkania na rzecz pogaduchów. Szpej do auta, aparat w dłoń i paplanina. Grila nie było, ale załapałem się na jabłko..
   Gdy odrobinkę siadło w powietrze poszedł Janek Auguścik na swoim trójkołowym ciężkim bolidzie i latającym wynalazku - "dziurawym Voxie".  Oczywiście wszystkie głowy w górę i obserwacja jak to lata. Rozmowy i filmiki nie zastąpią własnych obserwacji "na żywo".
   "Vox z dwiema dziurami" jakoś jednak sobie poradził ze startem i latał co udowodniło, że z dziurami też się da..

   Ktoś tam palnął "ciekawe jak sobie radzi z atrakcjami" i gdy ledwie dokończył zdanie dostaliśmy obrazek jak na zamówienie. Janek podchodząc do lądowania przeciągnął skrzydło na dziesięciu metrach i zjechał w dół pięknym wahadłem. Ostatecznie spadł trajką na koła, jednak wyglądało to nieciekawie.
   Trajka podskoczyła i wyraźnie zamortyzowała dosyć brutalne przyziemienie. Bieg, Janek otoczony ludźmi lekko się uśmiecha. Nic Mu nie jest, trajka jakoś wytrzymała.. Jeszcze dodatkowe pytania o to jak się czuje i po chwili chyba wszystkim spadł kamień z serca. Rzecz jasna w takiej chwili jakby puściły emocje i dopiero zaczęły się rozmowy. A Janek odstawił swój bolid na bok, przysiadł i pogadał z nami. Dużo, bardzo dużo szczęścia.




   Dziurawego Voxa tymczasem porwał Janusz Netopelek i po jednym spalonym starcie pokazał jak "toto" sobie radzi w jego rękach..Nie było już żadnych wielkich wodotrysków, trochę polatał i ostatecznie bezpiecznie wylądował.





   Trochę jeszcze posiedzieliśmy, pogadaliśmy i po kilku zdjęciach "na koniec" pojechałem do domu. Niedzielne Nowe Dobra zadziałały wyśmienicie i ten dzień był idealnym podsumowaniem jesiennego latania. Było cacy i dokładnie tak, jak być powinno.

czwartek, 25 października 2012

padł komin Elany....

   Po powrocie do domu wyjaśniła się poniekąd obecność jednego ze śmigłowców TVNu na lotnisku Aeroklubu Pomorskiego.  Robinson R44 SP-TVN sfilmował z powietrza ostatnie chwile najwyższego toruńskiego komina. Na terenie Elany już od dawna widać było "czyszczenie" terenu i wiadomo było, że na komin też przyjdzie pora. Ten ponad stumetrowy charakterystyczny punkt północnej strony Torunia z wielkim hukiem obrócono w gruzy i zdjęcia zrobione jakiś czas temu można uznać za archiwalne. Poniżej kilka z nich :








środa, 24 października 2012

luksus latania z lotniska.....

   Wreszcie udało się polatać z lotniska Aeroklubu Pomorskiego w Toruniu. Już od dobrych kilku miesięcy planowałem pośmigać z ludźmi korzystającymi z tej najlepszej możliwej lokalizacji dla sportów lotniczych. Coś tam jednak zawsze szwankowało, nie było czasu, rozmijaliśmy się z planami, czasami pogoda hamowała skutecznie każąc omijać toruńskie lotnisko szerokim łukiem. Do tego dokładały się kwestie organizacyjne, bo nie od dziś wiadomo, że sekcja paralotniowa tego aeroklubu to fikcja i tak naprawdę aeroklub mocno kuleje pod tym względem. No ale to takie tam drobne dywagacje na wstępie. Grunt że jest ekipa napędowa, która jest, lata i korzysta z "najlepszej łąki w okolicy".
   Od jakiegoś czasu planowałem polatać z tymi znajomymi i wczoraj wreszcie wszystko udało się dograć w czasie i przestrzeni. Na lotnisko wbiliśmy się we dwóch wczesnym popołudniem. pogoda taka sobie - zachmurzone niebo i wiatr ok 3-4 metrów. Rozkładanie, szpejenie, grzanie itd trwało może z pół godzinki i jakoś w okolicy trzeciej odpaliliśmy. Michał poleciał pierwszy by oblatać pogodę, gdy wylądował chwilka rozmowy i wreszcie poszedłem w powietrze. W międzyczasie wystartował jeden ze śmigłowców TVNu - R22 SP-TVN. Czyli było tak jak powinno być na lotnisku - latająco.
Start masakrycznie prosty. Żadnych przeszkód, drzew, nierówności i niska trawa. Luksus jakiego nie widziałem od dawna. Jednym słowem lotnisko.
   W powietrzu warunki takie sobie. Wiatr odczuwalny, nieco wkurzający w bliskim sąsiedztwie drzew i innych przeszkód terenowych. Jednak nie na tyle wkurzający, by w powietrzu czuć dyskomfort. Trochę kręcenia się po południowym skraju lotniska i krótki oblot miejsc nad którymi chciałem latać już dawno. Najpierw Toruńska Akademia Jazdy, gdzie prawie dwa lata temu była możliwość nieco rozwinąć swoje umiejętności naziemne, potem MOTOARENA, potem toruńska Castorama i okolice portu drzewnego, by podsumować ten etap lotu galerią Plaza.








   Michał kręcił się trochę ze mną, trochę latał nisko nad lotniskiem i w pewnym momencie mnie też skusiło takie latanie. Tym bardziej, że lotnisko oferuje stosunkowo duży bezpieczny teren do takich zabaw.






   Potem by jednak trochę polatać na porządnie puściłem się nieco wyżej nad toruńskie "chełmińskie przedmieście". Trzeba było zobaczyć "z góry" firmę, świeżo odnowiony i rozbudowany klub OdNowa i te wszystkie rejony, gdzie nie zapuszczałem się podczas wcześniejszych lotów...




   W powietrzu spędziłem nieco ponad godzinkę i tyle na to popołudnie wystarczyło. Michał już się powoli składał więc wylądowałem i ja. Samo lądowanie równie lajtowe jak start. Jednak lotnisko to najlepsze możliwe miejsce do latania. Dużo miejsca, równo i bezpiecznie. Luksusowo. Ech dużo bym dał za tak dobre miejsce nieco bliżej domu.  Najważniejsze jednak, że wszystko fajnie się udało, że dane było spędzić kolejną godzinkę w powietrzu i polatać wspólnie nad fajną okolicą.